Bernadette McDonald stwierdza bezpretensjonalnie: Nigdy nie zrozumiem rzeczywistości, w jakiej miały miejsce największe dokonania polskich himalaistów Złotej Ery. Kolejne jej książki w dużej mierze oscylują jednak wokół tego fenomenu, próbując ogarnąć go spojrzeniem zza oceanu. Oceanu nie tylko w sensie dosłownym – Atlantyckiego, ale także oceanu innych zupełnie doświadczeń pokoleniowych i socjologicznych.
Bernadette McDonald raz jeszcze
Kanadyjska autorka bestsellerów górskiego dokumentu problematykę wspinaczki na góry najwyższe podejmuje bowiem po raz kolejny. Tym razem koncentruje się na zjawisku zimowego himalaizmu. A nie sposób przecież mówić o nim, nie dostrzegając i nie doceniając hegemonii Polaków – pierwszych zdobywców dziesięciu spośród czternastu ośmiotysięczników zimą.

Zdobyć zaufanie odbiorcy
Mcdonald przekonuje do siebie czytelnika nie tylko tematyką, ale także stylem i językiem narracji. Stroni od nowomodnego pustosłowia czy dyletanckiej egzaltacji. Nie dezawuuje niczyich osiągnięć na modłę sfrustrowanych krytykantów, odsuwa precz pokusę protekcjonalnego postponowania. Dlatego też narrację jej cechuje dążenie do maksymalnego wysycenia faktograficznego przy jednoczesnej powściągliwości w enuncjacjach.
Czy Bernadette McDonald lubi swoich bohaterów?
Oczywistym jest, że tak, lecz w sympatiach pozostaje rzeczowa i sprawiedliwa. Czyta się jej prozę dobrze, spokojnie, bez potykania się co czas jakiś o nachalny suspens. Nie sensacji bowiem służy 8 tysięcy zimą, lecz dokumentacji. To ludzie, nie wydarzenia, stoją w centrum zainteresowań Bernadette McDonald. To wokół sylwetek ludzkich buduje ona narrację, to uczestnikom wydarzeń poświęca najwięcej czasu i twórczej energii. Lecz nie po to, by rysować ckliwe laurki czy też budować usilnie Nietzscheańskie hiperbole. Nie brak bowiem w tej monografii szczerej relacji z konfliktów, rywalizacji, uchybień organizacyjnych, tragedii czy zwykłych pomyłek. I to jest piękne – nie tylko w tej książce, ale także w innych pozycjach wydawniczych McDonald.
Bohater potrzebuje tła
Znajdziemy zatem w najnowszej książce kanadyjskiej autorki rzetelną, choć dla jasności przekazu uproszczoną nieco historię zimowej eksploracji Himalajów i Karakorum. Poznamy lub odświeżymy w pamięci przebieg poszczególnych wypraw.
Wartościowym uzupełnieniem treści jest obszerny wybór bibliografii, zaś znaczącym elementem dodanym – zaangażowanie wspinającego się, a zatem znającego na rzeczy tłumacza – Andrzeja Górki. Zdarzają mu się wprawdzie urocze skądinąd kompilacje semantyczne, jak na przykład „nadciągała panika”, ale przynajmniej mamy poprawność w nazewnictwie specjalistycznym. Jej brak potrafi skutecznie zniechęcić czytelnika do najwartościowszej nawet książki, a doświadczenie uczy, że wydawnictwu Agora zdarzały się już tego typu wpadki.
Historia tworzy się na naszych oczach
Przypadek to czy konsekwencja sprawiły, że ostatni rozdział „Osiem tysięcy zimą” uzupełniał się na naszych oczach. Zgrana ekipa dziesięciu doświadczonych himalaistów nepalskich po raz pierwszy weszła zimą na bezsprzecznie najtrudniejszy spośród ośmiotysięczników. W atmosferze medialnej kotłowaniny, od brylowania do tragedii obserwowaliśmy, jak Nepalczycy dopisują swym wyczynem epilog do książki „Osiem tysięcy zimą”. W tej właśnie atmosferze warto po książkę sięgnąć. Niesie ona bowiem szczególne, a zapomniane jakby przesłanie: w centrum himalaizmu stać winien człowiek, jego godność, jego pokora, jego praca.
Recenzja ukazała się 25 lutego 2021 roku na portalu wspinanie.pl
zdjęcie na okładce: polskieradio24.pl