Herzog zajmował się nie tylko reżyserią filmów, ale także przedstawień teatralnych i operowych, stąd jego rozmiłowanie w artystycznej scenerii, wspaniałej muzyce, imponujących swym szaleńczym rozmachem i owładniętych pasją bohaterach oraz w niecodziennych historiach. To wszystko odnajdziemy w Fitzcarraldo.
Bohaterowie
Każdy z bohaterów filmu ma drugą twarz. Tytułowy Fitzcarraldo to z pozoru szaleniec i megaloman, który okazuje się niezłym strategiem, bystrym geografem i inteligentnym inżynierem. Jego ukochana Molly, właścicielka pensji dla dziewcząt, cechuje się śmiałością i nieugiętą wiarą w niebotyczne pomysły kochanka. Nie budzący zaufania mechanik, z pozoru niekompetentny kapitan czy stale zanurzony w objęciach Dionizosa kucharz okazują się lojalnymi i pracowitymi kompanami. I to wówczas, gdy reszta załogi porzuca parowiec w dżungli. Wreszcie – z góry skazane na niepowodzenie, szaleńcze przedsięwzięcie stworzenia opery w środku dżungli staje się faktycznym osiągnięciem tytułowego bohatera.
W tym szaleństwie jest metoda
Fitzcarraldo nie tylko odnawia zrujnowany parowiec czy przekonuje kauczukowego potentata do inwestycji, ale także przeprowadza statek przez dżunglę. I wreszcie sprowadza Caruso do samego serca Amazonii. Po drodze udaje mu się przekonać tubylców do intensywnej pracy przy wyrębie dżungli, mimo iż nie rozumie ich zwyczajów. Zresztą, wierzenia Indian stają się przyczynkiem do największego sukcesu Fitzcarraldo, którego swoją drogą najbardziej się obawiał, czyli przepłynięcia parowcem śmiercionośnych wodospadów Pongo. A wszystko to owiewa swym nieodpartym czarem muzyka. Już w pierwszych scenach filmu słyszymy i widzimy dramatyczny finał z Ernaniego Verdiego. Wkrótce potem bohater próbuje uwrażliwić zamożną, peruwiańską socjetę i edukuje indiańskie dzieci arią z Pajaców Leoncavalla. Po buncie załogi uspokaja sam siebie duetem z pierwszego aktu Rigoletta Verdiego. Przemierza szalenie niebezpieczne wodospady Pongo przy akompaniamencie słynnego kwartetu z Łucji z Lamermooru. A wreszcie triumfalnie przebywa szerokie wody dolnego biegu Amazonki z samym Caruso na pokładzie, wykonującym melodyjną arię z Purytanów Belliniego.
Fitzcarraldo – rozmach i potęga marzeń
„Tylko marzenia zdolne są przenosić góry” – wygłasza Fitzcarraldo na początku filmu, próbując zaskarbić sobie przychylność finansjery, tak dalece odległej od jego romantycznej natury i tak głęboko niezdolnej nie tylko do realizacji marzeń, ale nawet do ich posiadania. Mimo to udaje mu się; jego szaleństwo jest metodą, jego porażki – wartościową lekcją, a jego ostateczne niepowodzenie – sukcesem. I jest to triumf marzenia nad chciwością, sztuki nad biznesem i miłości nad rozsądkiem. Wydaje nam się, że Fitzcarraldo jest bohaterem z gruntu tragicznym, skazanym na zatracenie, lecz okazuje się, że opera, najpełniejsza ze wszystkich sztuk, potrafi panować nawet nad pierwotną naturą.

Fitzcarraldo – piękny wyraz ideałów
Trzeba przyznać, że Fitzcarraldo jest filmem bardzo Herzogowskim. Jest tu owładnięty obsesją bohater oraz towarzysząca mu wiernie kobieta (tutaj prawdziwa uczta w postaci zjawiskowej urody i wspaniałej figury Claudii Cardinale w efektownych sukniach). Do tego prymat sztuki nad życiem, jakkolwiek by się ta sztuka objawiała. A wreszcie – szalona idea nieposkromionego w swych ambicjach, nietuzinkowego umysłu. W tym filmie mamy jeszcze przepiękne ujęcia amazońskiej dżungli, jednej z ostatnich ostoi dzikości, opierającej się zakusom cynicznych magnatów finansowych. Czyni to z Fitzcarraldo doskonałą klasykę kina.
Fot. Zbigniew Bzdak