Siedem i pół roku temu po raz pierwszy weszłam na forum portalu wspinanie.pl, gdzie właśnie rozgorzała dyskusja na temat książki Sekretne życie motyli autorstwa Joanny Onoszko. Dyskusja, która zaowocowała spektakularną schizmą w życiu i w przestrzeni internetowej, zmianą obyczajów, stworzeniem nowego powiedzonka dla określenia, tak to nazwijmy, zaawansowanej obróbki zdjęć, sprawą w sądzie, sensacyjnym banem, a nawet pobiciem…
Nieskromnie zdradzę, że wzięłam w tej dyskusji udział. W dodatku, po raz pierwszy i jedyny pisząc nie ze swojego konta, lecz z konta mojego partnera, który po prostu pozostał niewylogowany na moim komputerze. Napisałam wówczas w paru słowach, co sądzę o inkryminowanej książce, a nie sądziłam nic dobrego: bo była histeryczna, rozchwiana konstrukcyjnie, przesycona rozgoryczeniem, pisana z dość niskich pobudek, niebyt wartościowa artystycznie. Skupiłam się wówczas na konstrukcji narratora (jak to mądrze zabrzmiało!), który raz obserwuje i pisze z perspektywy uczestnika wydarzeń, a w innym miejscu chce uchodzić za twór (tak, narrator jest zawsze tworem, nigdy autorem) wszechwiedzący.
Niedługo później Dorota Dubicka, redaktorka wspinanie.pl zaproponowała mi napisanie relacji z Pucharu Polski w Boulderingu, którego edycja odbywała się w Zakopanem. Powstał wówczas tekst Kamyki w sercu Tatr, który jest mi szczególnie bliski nie dlatego, że był dobry – to nie mnie oceniać – lecz dlatego, że był pierwszy. Potem pojawiły się propozycje pisania recenzji książek i tak to się już kręci od ponad siedmiu lat.
Moje zainteresowania nigdy nie ograniczały się do samego wspinania. Fascynuje mnie każda działalność okołogórska, a więc paralotniarstwo, skitury, trekking, speleologia, nurkowanie jaskiniowe (bo większość zalanych jaskiń jest w górach), biegi górskie, skydiving, narciarstwo ekstremalne, a nawet szybowcowe loty nad górami (obecnie usilnie zabiegam o to, by przeprowadzić wywiad z Sebastianem Kawą). Naturalnie przeszłam do tematu podróży, zarówno wyczynowej, eksploracyjnej, poznawczej, jak i pozbawionej wszelkich pretensji naukowych, podróży wynikającej po prostu z ciekawości.
Obecnie każdy pisze książki. Moja trzynastoletnia córka zaczytuje się zbiorową biografią członków koreańskiego boysbandu k-popowego: dwudziestoletni chłopcy mają już swoją biografię! W światku celebrytów wystarczy po prostu jakoś żyć, żeby napisać o tym książkę, koniecznie z choachowsko – motywującym zacięciem. Na szczęście świat górsko – podróżniczy nie wyhodował jeszcze zbyt wielu celebrytów, nie licząc może pana Cejrowskiego, który uosabia to, co w podróżniku najgorsze: uprzedzenia, wąskie horyzonty myślowe, pogardę dla inności, pochopne osądzanie. No i może jeszcze Martyny Wojciechowskiej, która odcina obecnie kupony od ciekawej osobowości i wartościowego pomysłu na siebie, uśmiechając się beznamiętnie z kolorowych okładek magazynów dla pań.
Nie mamy, póki co, celebrytów. Ale mamy ludzi, którzy sobie nieźle radzą ze sprzedawaniem własnego wizerunku i wierzcie mi, nie ma w tym nic złego, dopóki wizerunek w dużej mierze odpowiada prawdzie. Można oburzać się, że za spotkanie z Adamem Bieleckim płacimy 80 złotych, a po jego autograf ustawia się pokornie godzinna kolejka. Adam jest nie tylko znany. Jest przede wszystkim znany z tego, że dobrze się wspina, że jest zdeterminowany, aktywny, przedsiębiorczy. Dlatego jego książka, choć artystycznie nie najlepsza, tak dobrze się sprzedaje.
Fakt, że obecnie każdy pisze książki, bardzo mnie cieszy. Literatura faktu, w tym górska i podróżnicza, trzyma się na rynku mocno i wierzcie mi, daje odbiorcom szereg możliwości. Książki mogą nas inspirować, pouczać, poszerzać nasze horyzonty, dawać wiedzę, zachęcać do naśladownictwa (albo wprost przeciwnie, przestrzegać przed niebezpieczeństwem). Książki są świadectwem niezwykłych przeżyć i niezwykłych osobowości. Mówią o przygodach, o ryzyku, o heroizmie, o tchórzostwie, o potrzebie eksploracji, o poświęceniu, o przyjaźni, o wyrachowaniu… są obrazem nas samych jako środowiska i dlatego właśnie są tym, co z naszego środowiska przetrwa.
Nie uważam, bym miała jakąś misję. Po prostu lubię czytać i dzielić się z Wami swoimi wnioskami z tego, co przeczytałam. Nie uważam się za ekspertkę. Wolę nazywać siebie miłośniczką książek, która chce skłaniać ludzi do dyskursu, do zadumy nad słowem pisanym. Chcę wchodzić w dyskusje i jestem wdzięczna za merytoryczną krytykę, bo jest ona podstawowym filarem rozwoju. Czas pokaże, czy stworzyłam kolejną nudną efemerydę, czy też trwałą jakość. Kieruję się dziecięcą ciekawością, która pcha mnie niestrudzenie w świat książek, bo każda książka jest przygodą.