Lem miał rację twierdząc, że nikt nic nie czyta. Dodał przy tym, że nawet jeśli czyta, to nie rozumie, a nawet, jeśli rozumie, to i tak nie zapamięta. Czy zatem skazani jesteśmy nieuchronnie na kulturę obrazkową i powrót do wizualnych, szybkich i umownych form wyrazu? Czy można głębokie myśli przekazać za pomocą prostego obrazka?
Serduszka i skrótowce
Mało kto jest dziś w stanie porozumiewać się pisemnie bez wparcia emotikonów. A wszystko zaczęło się od propozycji Scotta Falhmana, informatyka z uniwersytetu w Pittsburgu. We wrześniu 1982 roku Falhman zasugerował, by znakiem graficznym sugerować żart. A że ludzka inwencja nie mogła pozostawić pola dla emocjonalnego zabarwiania pisemnej wypowiedzi pustym, to dziś za pomocą emotikonów jesteśmy w stanie wyrazić cały szereg emocji. Emocji, lecz nie uczuć, bo to dwa odmienne terminy. Emocją jest pierwotny, silny i chwilowy stan umysłu, poddanego działaniu odpowiednich hormonów. Uczucie zaś to stan bardziej trwały, głęboki i zwykle dający się uzasadnić.
Znany na całym świecie symbol czerwonego serduszka obecnie tak mocno się strywializował, że nie tylko nie jest w stanie wyrazić miłości (o ile kiedykolwiek był), ale zdaje się, że w ogóle nic nie wyraża. Taki już los znaków, których nadużywamy. Ale bardziej niepokojącym zjawiskiem jest coś, co nazwałabym wspólnotowością pozorowaną.

Jałowe relacje, czyli dehumanizacja mediów społecznościowych
Tweetuje się proste komunikaty werbalne, lecz już na Instagramie posługujemy się niemal wyłącznie zdjęciem, które można dopełnić mniej lub bardziej błyskotliwym komentarzem. Facebook wymaga nieco więcej zaangażowania, ale i daje szersze możliwości. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że wszyscy współtworzymy te media zupełnie za darmo. Jednak ktoś przecież czerpie z ich funkcjonowania realne i do tego niemałe pieniądze. Ktoś, lecz nie my. Bernard Poulet w książce Śmierć gazet i przyszłość informacji stwiedza, iż:
celem nie jest wymiana uwag czy przemyśleń, ani nawet uczuć, lecz utrzymanie kontaktu z grupą „przyjaciół”, którzy dzięki temu wiedzą w czasie rzeczywistym, co robią ich znajomi.
Opinia francuskiego dziennikarza wydaje się zbyt wąska i reakcyjna, bowiem nie bierze on pod uwagę ani faktu, że prawdziwe relacje też mogą mieć wymiar społeczny, ani marketingowego wymiaru wymiany informacji, ani naszego ukochanego grzechu – próżności. Ale skoro już jestem przy Facebooku, pora na wyjaśnienie, czym był ów eksperyment społeczny.
Śmierć kultury czytelniczej i myślenie tłumu
Nieco ponad dwa tygodnie temu popełniłam artykuł, dotyczący książki Gustawa Le Bona „Psychologia tłumu”. Moje rozważania dotyczyły z jednej strony przerażająco dla nas aktualnych tez, jakie pionier psychologii społecznej sformułował sto dwadzieścia lat temu, z drugiej zaś strony –psychologii tłumu jako takiej. Artykuł ten opatrzyłam zdjęciem, obrazującym tłok wokół schroniska nad Morskim Okiem. Następnie, dzięki uprzejmości administratorów, umieściłam na facebookowej grupie społecznościowej „Tatromaniacy”. Jak sama nazwa wskazuje, grupa zrzesza miłośników pieszych wędrówek po Tatrach. Wprawdzie post zyskał kilkadziesiąt komentarzy, ale tylko jeden (!!!) dotyczył tekstu. Natomiast pozostałe osoby odnosiły się wyłącznie do zdjęcia, obrazującego artykuł. Ów jedyny merytoryczny komentator uprzejmy był zauważyć, że tekst niewiele ma z Tatrami wspólnego. Nie stanęło to jednak na przeszkodzie pozostałym osobom dzielić się swoimi przeżyciami z wędrówek po tatrzańskich szlakach czy piętnować pięknoduchowską potrzebę samotności w imię demokratycznej idei, że Tatry są dla wszystkich.

„Mądrość tłumu – twierdzi Poulet – jest kolejnym awatarem ideologii sławiącej internet jako przestrzeń demokratyczną i egalitarną. (…) Tłum często jest po prostu głupi; w Europie na przykład rzucił się z entuzjazmem, beztrosko i naiwnie w jatkę, którą okazała się I Wojna Światowa. Czy zatem przez postępujący egalitaryzm, eliminację ekspertów i postępujący odwrót od percepcji linearnej tekstu w stronę ślizgania się po nagłówkach i chwytliwych obrazach odchodzimy od kultury słowa w stronę kultury komunikacji, której jedynym celem jest ona sama? Cóż bowiem oznacza komunikacja – zapytuje autor – kiedy łączność jest w oczywisty sposób ważniejsza od samego przesłania?
Lem miał rację
A zatem Lem miał rację: Nikt nic nie czyta. Kto czyta, nie rozumie. Kto rozumie, nie zapamięta.
Z egalitaryzmem informacji i ich twórców wiąże się jeszcze jeden problem. Otóż zadaniem profesjonalnego dziennikarza jest zbierać dane i zdać raport z wyniku ich analizy. W sytuacji, kiedy każdy może tworzyć informacje, bazując na swych osobistych przekonaniach, często nie popartych rzetelną wiedzą (bo masa przecież jest statystycznie mądrzejsza od jednego, autorytarnego eksperta), powstaje kakofoniczny zalew danych, których prawdziwości i sensu nie jesteśmy w stanie dojść, bo nie potrafimy się na nich odpowiednio długo skoncentrować.
Wysoce wykwalifikowany przewodnik IVBV i początkujący turysta mają w sieci dokładnie tyle samo miejsca. Każdy z nich może stworzyć stronę Wikipedii, wyjaśniającą podstawy asekuracji na lodowcu czy sporządzić ranking szkół wspinania. Co gorsza, często pomieszaniu temu towarzyszy efekt Krugera – Dunninga (czyli stan, w którym kompletny laik przekonany jest o swym profesjonalizmie, a człowiek znający się na rzeczy, ma masę wątpliwości i unika wygłaszania autorytarnych sądów). Czy w pośpiechu i rozproszeniu uwagi przyjdzie nam do głowy sprawdzić rzetelność informacji?
Jako dziennikarz, Poulet koncentruje się w głównej mierze na zagrożeniach, jakie kultura obrazkowa stwarza wobec tradycyjnego dziennikarstwa. Siedem lat po publikacji jego książki zdezaktualizowały się jedynie niektóre z użytych przez niego przykładów, lecz z pewnością nie same tezy.

Czy zatracimy umiejętność czytania?
Co roku Biblioteka Narodowa szacuje stan czytelnictwa w Polsce i co roku wyniki tychże badań są coraz bardziej alarmujące: w 2018 roku zaledwie 37% Polaków przeczytało choćby jedną książkę, zaś odsetek osób czytających intensywnie (a więc więcej niż 7 książek rocznie) wynosił 9%. Postępu nie da się zatrzymać, zatem wynika z tego, że jesteśmy jako miłośnicy czytania skazani na komunitarne funkcjonowanie w społeczeństwie, które masowo i nieodwracalnie odwraca się od kultury słowa i wymiany myśli w stronę kultury obrazka i wymiany (nie zawsze sprawdzonych) informacji. Jeśli nie lubisz czytania, przynajmniej myśl samodzielnie. Wierzę w Ciebie, czytelniku.