Książka Kiliana Jorneta Niemożliwe nie istnieje ukazała się na polskim rynku nakładem wydawnictwa „Sine Qua Non” 27 stycznia, ale już przed oficjalną premierą głośno było o niej w mediach, przede wszystkim za sprawą skutecznej kampanii promocyjnej.
Kilian Jornet i propaganda sukcesu
. Ironią losu jest, iż autor w kilku miejscach krytycznie wyraża się wobec systemu autopromocji w mediach społecznościowych. Kolejną ironią – iż ten rutynowy zwycięzca trudnych biegów, w tym ultra maratonów ubolewa nad propagandą sukcesu. Można postawę, wynikłą z tych słów Jorneta uznać za manifestację życiowej mądrości i zdrowego dystansu, ale można i – za nieelegancką hipokryzję.
Chcę być 80-letnim dzieckiem, które odczuwa potrzebę chwili bez przymusu tworzenia przyszłości. Chcę przeżywać każdy etap miłości do gór z całym szaleństwem, z błyskiem oczach i z dziko bijącym sercem, bez kontroli, z nogami trzęsącymi się tylko od wchodzenia na nie. I tak do czasu, aż moje ciało zgaśnie.

Kim jest Kilian Jornet?
Przede wszystkim – zawodowym sportowcem. Zawodowym, czyli takim, który utrzymuje się z realizacji kolejnych projektów sportowych. Czy będzie to rywalizacja z innymi zawodnikami podczas biegu, czy też samotne, szybkie wejście na ośmiotysięcznik – nie ma większego znaczenia. W funkcjonowaniu zawodowego sportowca liczą się cztery aspekty, które zresztą Jornet nam przybliża: forma, logistyka, warunki, zasady.
Warto się im w kontekście aktywności sportowej Kiliana Jorneta bliżej przyjrzeć, ale najpierw odpowiedzmy sobie na pytanie:
Czy alpinizm jest sportem?
Dla wyczynowców takich jak Ueli Steck, Filip Babicz czy sam Jornet – z pewnością tak. Wypracowana przez lata forma oraz doświadczenie pozwalają im albo wybrać optymalne warunki do działania, albo też dostosować się do zastanych warunków w oparciu o reguły zarządzania ryzykiem. Odrębną sprawą w szeroko pojmowanym alpinizmie – czy to będzie wspinaczka solo na trudność, czy na czas, skialpinizm czy zawody w biegach trailowych, ultra i skyrunningu – są zasady. Możemy do każdej konkurencji, a nawet do każdego wyczynu utworzyć nieco inne reguły. I tu pojawia się aspekt wolności, tak mocno akcentowanej na kolejnych stronach Niemożliwe nie istnieje. Pewnym jest, że u wyczynowców uprawiających sporty alpinistyczne zasady służą podnoszeniu poprzeczki, nigdy – oportunistycznemu pobłażaniu własnej słabości. Jakież to odmienne od logiki wypraw komercyjnych, czy to w Alpy, czy w Himalaje…
Wielka szkoda, gdy tak niedogotowana potrawa musi być konsumowana w polewie z mało strawnego sosu z błędów i niedociągnięć redaktorskich
Jaki jest Kilian Jornet?
Z pewnością skromny, może wręcz onieśmielony nakręconą medialnie spiralą własnej popularności. Bowiem autor zdaje sobie sprawę, iż w gruncie rzeczy alpinizm jest działalnością bezsensowną i egoistyczną, a nawet – egotyczną. Rezygnuje on z otaczania się trofeami, dokumentującymi jego kolejne zwycięstwa, lecz nie po to, by wytrwać w skromności, lecz by nie ulec pokusie życia przeszłością. Stwierdza wprost, wbrew medialnej narracji, iż w górach nie sposób mówić o rekordach – można natomiast i należy mówić o parametrze FKT (fastest known time) z racji niemożności stworzenia jednolitych warunków rywalizacji.
Jornet – człowiek świadomy
Sportowiec, dla którego najwyższym celem jest trening sam w sobie, nie zaś rywalizacja. Skupiony na estetyce swoich przeżyć, niekiedy na instynkcie przetrwania, nie zaś na rozgłosie i popularności w social mediach. Do tego cechuje go szczerość o znacznych znamionach samokrytyki:
Bardzo trudno jest mi myśleć, że wejście na szczyt góry to czyn heroiczny. Wiem, łatwo pokazać, że tak właśnie jest. Kiedy stoisz u podnóża wielkiej góry, widzisz wiszące lodowce, kamienie, które odrywają się z powodu wysokiej temperatury, oraz odległości, które wydają się nie do pokonania – wtedy łatwo przekonać innych, że wspinaczka to tytaniczna praca wymagająca nadludzkich fizycznych umiejętności i odwagi godnej antycznego boga. Jednakże – przepraszam, jeśli ktoś poczuje się rozczarowany – rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej: wspinanie polega jedynie na narażeniu swojego życia na niebezpieczeństwo, żeby spróbować wejść na szczyt, a później z niego zejść. To oczywiste, że bliżej temu do głupoty niż heroizmu.
A mogło być tak pięknie…
Czytelnik winien radować się z percypowania każdej strony książki tak fascynującego autora. Niestety, nasza ciekawość i zapał czytelniczy mogą wypalić się podczas licznych, niestety, wpadek i błędów. By nie być posądzoną o gołosłowność, pozwolę sobie wymienić kilka z nich:
- „Przywiązany liną”
- „chwytając się dwóch stałych lin zamocowanych na paru odcinkach”
- „trasy na lodzie czy skale”
- „zdejmowanie foków” (nie, nie chodzi o żagiel przedni)
- „zabezpieczenie” (tu znów nie o antykoncepcję, lecz o asekurację chodzi)
- „kanał” (zamiast kuluaru)
- „przyczepić linę”
- „stałe liny zamontowane na ścianach”
- ściana „mocno pionowa, niemożliwa do pokonania bez zabezpieczeń”
- „wspinać się na góry”.
A to niestety nie wszystko! Tyle ze strony tłumaczenia i/lub redakcji, która owych nie dostrzegła. Do tego dochodzi chaos kompozycyjny, przemieszanie porządków i stylów opowiadania, rozedrganie struktury narracyjnej. Wielka szkoda, że tak niedogotowana potrawa musi być konsumowana w polewie z mało strawnego sosu z błędów i niedociągnięć redaktorskich.
A jednak może warto?
Są jednak czytelnicy – do jakich, mimo zawodowych wymogów, wciąż pragnę aspirować – którzy skupiają się w dużej mierze na postaci autora i czerpią przyjemność z wgłębiania się w niuanse jego osobowości. Taka postawa wobec książki pozwala cieszyć się z obcowania z bez wątpienia intrygującym człowiekiem i doskonałym sportowcem, jakim jest Kilian Jornet.
Recenzja ukazała się 1 marca 2021 na portalu wspinanie.pl