„Krzyk kamienia”, 1991, reż. Werner Herzog
Historia jest prosta. Wymyśla ją Reinhold Messner, w niewielki jedynie sposób modyfikując perypetie Cesare Maestriego i Toniego Eggera, którzy w 1959 roku przystąpili do ataku na dziewiczy wówczas Cerro Torre (3133 m n.p.m.) w Patagonii, jeden z najtrudniejszych do zdobycia szczytów świata. Trudności te wynikają z ostrego klimatu, będącego przyczyną nieprzewidywalnej pogody, niezwykle silnych wiatrów i gwałtownych burz oraz opadów śniegu, a także z samej charakterystyki Cerro Torre, którego imponująca, zachodnia ściana to niemal idealnie pionowa formacja o wysokości prawie dwóch tysięcy metrów. Austriacko – włoski zespół miał zdobyć szczyt, ale podczas zejścia Egger został porwany przez lawinę śnieżną i strącony w przepaść. Wyczyn Maestriego i jego nieżyjącego partnera powszechnie kwestionowano z powodu nieścisłości w relacji i braku jakichkolwiek dowodów zdobycia szczytu – jedyny aparat fotograficzny, będący w posiadaniu Eggera, zaginął wraz ze wspinaczem. W 1970 roku Maestri w asyście dziewięciu członków swego zespołu ponownie zaatakował Cerro Torre, tym razem zabezpieczając swój postęp na drodze (którą nazwał swoim nazwiskiem, a która jest obecnie znana jako Droga przez Kompresor) wbijaniem tak dużej ilości haków (około 450 na 900 – metrowej drodze), że styl jego wspinaczki uznano za nieetyczny, tym bardziej, że pozostawił w ścianie niepotrzebną mu już sprężarkę, a drogę swą zakończył tuż przed grzybem lodowym, stanowiącym ostatnią barierę przed właściwym szczytem.
Historia jest prosta. Znakomity wspinacz skalny Martin (święcący wówczas sportowe triumfy, ale dysponujący wątpliwym talentem aktorskim Stefan Glowacz) zostaje zachęcony do wzięcia udziału w wyprawie na dziewiczy szczyt masywu Los Glaciares w Patagonii: skalno – lodową iglicę Cerro Torre. Jego kompanem podczas ekspedycji, a w gruncie rzeczy przeciwnikiem w wyścigu na szczyt jest doświadczony alpinista Roccia (chmurny i charyzmatyczny Vittorio Mezzogiorno), dla którego zdobycie wierzchołka będzie ostatecznym triumfem doświadczenia i wytrzymałości nad akrobatyczną sprawnością młodego wspinacza , a jednocześnie pięknym i symbolicznym zwieńczeniem kariery. Obficie serwowany nam ręką sprawnego operatora krajobraz oszałamia pięknem surowych, majestatycznych szczytów, potężnych przestrzeni, złudnej bliskości upragnionego celu, zapowiedzią triumfu i tragedii.
Historia jest prosta. Ale przejmujący swą złudną niewinnością śnieg u stóp Cerro Torre staje się areną całej palety dramatów: perypetii trójkąta miłosnego, starcia wspinacza sportowego z zaprawionym alpinistą, konfliktu finansów i pasji, konfrontacji dwóch pokoleń, sieci kłamstw, pokusy medialnego poklasku i prawdy, przezierającej ze słów szaleńca… W tym cichym, odległym zakątku aż gęsto od napięć i walki. Ostatnie słowo należy jednak do przyrody, jak we wszystkich filmach Wernera Herzoga – to ona decyduje o przebiegu akcji, wykluczając jednego z jej pomniejszych bohaterów już w przedbiegach, zmieniając obóz bazowy w więzienie, zachęcając do ostatecznego starcia, wreszcie – mamiąc zarówno Martina jak i Roccię obietnicą bycia tym pierwszym, wybranym. Ostatnia scena filmu jest prawdziwym majstersztykiem, w którym przepiękny mezzosopran Jessye Norman, prowadzący nas przez finałową scenę Wagnerowskiego dramatu miłosnego, konfrontuje ostateczne, orgazmiczne spełnienie operowej Izoldy z głębokim zawodem, którego doznaje Roccia, przekonując się, że wcale nie był pierwszym zdobywcą osławionego szczytu.
Herzog jednak mówi swym filmowym obrazem, że ciekawa historia nigdy nie jest prosta. Bowiem obok dwójki protagonistów jest przecież tylko jedna, w dodatku piękna kobieta Katharina (Mathilda May), jest także żądny nowinek i tematów medialnych, a przy tym zdumiewająco wręcz wrażliwy i nieco zdziwaczały dziennikarz Ivan (John Sutherland), a znienacka pojawia się niepokojąca, złowróżbna postać bezimiennego wspinacza bez palców (Brad Duriff), który niczym jurodivy albo oświecony wieszcz ostrzega przed potęgą góry, która w zamian za przychylność żąda hojnej ofiary – jemu odebrała palce i rozum, innym śmiałkom – życie.
„Krzyk kamienia” jest klasykiem, którego nikomu nie trzeba polecać. Jest pozycją obowiązkową dla każdego miłośnika gór i filmów górskich, która nie starzeje się mimo upływu lat, doskonalenia umiejętności wspinaczkowych i wydarzeń, które demitologizują słynny szczyt.
Sama zaś Droga przez Kompresor stała się na nowo areną zmagań, tym razem już nie filmowych, a autentycznych, w styczniu 2012 roku. Amerykański zespół Kruk – Kennedy przeszedł linię, podczas zjazdu usuwając większość wbitych przez Maestriego nitów, swym kontrowersyjnym i głośno komentowanym w mediach czynem sprawiając, że droga w swym dotychczasowym wymiarze przestała istnieć. Już w kilka dni po nich w drogę wstawił się zespół Lama – Ortner, przy czym jedynie David Lama pokonał całość drogi, łącznie ze śnieżnym grzybem podszczytowym, klasycznie. Jak widać, magia Cerro Torre nadal działa na wyobraźnię.
Fot. Anže Čokl