W uścisku Katriny to tytuł książki dziennikarza Kuby Kucharskiego, wydanej nakładem wydawnictwa Annapurna. Na treść składają się wspomnienia autora z pobytu w Nowym Orleanie w sierpniu 2005 roku. Wówczas na miasto uderzył potężny huragan Katrina.
Fakty
23 sierpnia 2005 nad wyspami Bahama uformował się jeden z najbardziej niszczycielskich huraganów, które dotknęły Stany Zjednoczone. Pod wdzięczną nazwą Katrina kryją się zwłoki 1836 ludzi oraz 705 osób, które uznano za zaginione; chowa się także 81 miliardów dolarów strat materialnych. Zniszczeń niematerialnych nie da się natomiast ująć matematycznie, dość jednak powiedzieć, że obecnie Nowy Orlean, miasto, które najbardziej ucierpiało na skutek cyklonu, jest zamieszkany przez ludność niemal o połowę mniejszą, niż przed huraganem. Zaś jego najbardziej zdewastowana przez wicher i powódź dzielnica nadal jest niezdatna do zamieszkania.
Wydawać by się mogło, że huragan był zarówno dla ludności, jak i dla struktur rządzących kompletnym zaskoczeniem. To jednak nieprawda. W samym tylko Nowym Orleanie do podtopień i zniszczeń dochodziło już wielokrotnie. Dlatego też wzniesiono wały powodziowe i opracowano system ewakuacji. Tymczasem podczas przejścia Katriny 80 procent wałów zostało przerwanych. Natomiast pośród osób, których nie zdołano ewakuować, zgromadzonych w prowizorycznie do tego zaadaptowanym budynku stadionu sportowego miała miejsce przemoc i szerzenie się chorób. Wynikały one z ciasnoty i braku dostępu do czystej wody oraz leków. O tym właśnie pisze Kuba Kucharski, dziennikarz z wykształcenia, zajmujący się marketingiem internetowym. Autor przebiegu i skutków huraganu Katrina doświadczył na własnej skórze.
Emocje
Jak to się jednak stało, że polski dziennikarz znalazł się na miejscu katastrofy jeszcze przed jej nastaniem? Wyjaśnienie jest proste. Kucharski wyjechał do Stanów do pracy, chcąc szlifować język, zwiedzić ten kraj i zdobyć doświadczenie. Czysty przypadek sprawił, że wraz z grupą znajomych trafił do Nowego Orleanu i podjął pracę w parku rozrywki. Wobec braku możliwości ucieczki z miasta udał się na stadion Superdome, szukając schronienia. Ostatecznie spędził tam sześć dni.
Lektura W uścisku Katriny poucza nas, że emocje mogą być złym doradcą. Autor pozwolił im panować nad sobą w toku pisania do tego stopnia, że na racjonalną analizę wydarzeń, które obserwował i w których uczestniczył, znalazło się miejsce dopiero w epilogu. To mocno zachwiało konstrukcją książki. Trzy kolejno następujące po sobie części są irytująco drobiazgowe i pozbawione jakiejkolwiek refleksji nad istotą tudzież istotnością opisywanych zjawisk. Natomiast epilog stanowi mało strawną ze względu na swój encyklopedyczny chłód, racjonalną analizę wydarzeń, począwszy od historii miasta, poprzez naukowe wyjaśnienie zjawiska huraganów, skończywszy na kwestiach społecznych, z przestępczością i bezrobociem na czele.
Czy W uścisku Katriny spełnia założenia reportażu?
Wobec takiego rozrzucenia porządku narracji na skrajnych osiach jawi się słusznym domniemanie, że zapis wydarzeń został sporządzony niemalże in situ. Zatem na jakąkolwiek logiczną analizę okoliczności nie starczyło miejsca. W konsekwencji epilog powstał znacznie później. Wydawać by się więc mogło, że dzięki temu książka pełniej odzwierciedla swój własny proces powstawania. Jednak z perspektywy odbiorcy jest to, niestety, zabieg chybiony. Znacznie lepiej byłoby przeplatać ze sobą oba porządki narracyjne, by od razu uzyskać pełnię obrazu. Być może dzięki takiej jukstapozycji nie byłoby dłużyzn w części wspomnieniowej na rzecz uwypuklenia istotnych zdarzeń, nadania im właściwego tempa, podkreślenia uczuć i procesów, jakim uczucia te podlegały. Tym bardziej, iż moment przejścia huraganu opisano odwołując się do poetyki onirycznej. Krótko mówiąc, autor przesypia atak huraganu, a jego traumatyczne doświadczenia wynikają ze skutków klęski żywiołowej, nie zaś z samego przejścia cyklonu. W tym miejscu lukę narracyjną dobrze byłoby uzupełnić o logiczne, może wr naukowe opracowanie dynamiki cyklonu, tego jednak zabrakło.
Gdy już wiemy, co się stało
łatwiej o dystans wobec dramatycznych wydarzeń, a także wobec naszej relacji z tychże. Owego dystansu autorowi jednakwyraźnie zabrakło, podobnie jak zabrakło mu dyscypliny słownej i sytuacyjnej. Rozrost części pierwszej książki jest zdecydowanie nadmierny, a przez to mało zajmujący. Kolejną sporną kwestią jest rezygnacja z malowniczego języka i opisów na rzecz dialogów i zapisu. I to nie tyle faktów, co jednostkowej ich interpretacji. Od dziennikarza wymagać można znacznie więcej. Dlatego też pod tym względem książka mocno rozczarowuje. Pisana jest bowiem prostym, mało urozmaiconym językiem, nie poparta głębszą analizą sportretowanych bohaterów i ich motywacji, pozbawiona głębi i artyzmu. Ów brak dystansu wobec swojego dzieła, jakże typowy dla debiutantów, winien być pod czujną pieczą redaktora. Ubolewać pozostaje nad faktem, iż temat ważny, intrygujący, a przy tym zaprezentowany z samego centrum wydarzeń, został potraktowany nadmiernie uczuciowo przez początkującego autora. A do tego zdecydowanie zbyt pobłażliwie, by nie rzec: lekceważąco przez redaktorkę, Elizę Kujan.
Czy warto sięgnąć po W uścisku Katriny?
Mimo licznych jej niedoskonałości, polecam książkę jako bezpośrednie świadectwo dramatycznych wydarzeń i ponury dowód na to, że USA jest tworem państwowym dalekim od ideału, na który próbuje się medialnie kreować.