W styczniowym wydaniu miesięcznika „Góry” (1/19) opublikowano artykuł autorstwa Zofii A. Reych Seks, wspinaczka i kasety wideo. W tymże eseju autorka uprzejma była dać wyraz swemu zaangażowaniu w dawidową batalię z seksizmem, a konkretnie z uwłaczającymi godności kobiecej praktykami marketingowymi ścianki wspinaczkowej Café Craft w Norymberdze. Uwagę eseistki przykuło wideo, na którym „pokazana w kusym ubraniu modelka wygina się przed obiektywem w erotyczno – infantylnych pozach jako dodatek i ozdoba wysiłków Moffatta na kampusie”. Nie tyle zresztą wideo tak oburzyło autorkę artykułu, co przesłanie, wedle którego „jej uroda jest ornamentem jego wizerunku macho”. Niestety nagranie jest już niedostępne, ale na szczęście opublikowano w tekście dwie stopklatki, dające pewne pojęcie o całości nagrania.
W swym polemicznym zapamiętaniu autorka dochodzi, po wielu perturbacjach z kadrą zarządzającą obiektem, do wielce budującego wniosku, iż „zamiast bohaterki uciśnionej mamy bohaterkę, która z pełną świadomością wykorzystuje swoje atuty i sprawnie pogrywa systemem nie tylko dla własnej korzyści, ale także by pomóc niewydolnemu finansowo mężczyźnie”.

Muszę przyznać, że ta interpretacja wprawia mnie w zdumienie. Po pierwsze, w latach dziewięćdziesiątych Jerry Moffatt bynajmniej nie był „niewydolny finansowo”. Już pod koniec poprzedniego dziesięciolecia zakupił własny dom, utrzymywał się ze współpracy sponsorskiej z wiodącymi w branży wspinaczkowej firmami (Boreal i Wild Country), wygłaszał prelekcje i mowy motywacyjne, pisywał do branżowych periodyków, śmiało wkraczał na lukratywny rynek obrotu nieruchomościami. Poniósł jedną czwartą kosztów zbudowania ścianki wspinaczkowej w Sheffield, gdzie nakręcono to osobliwe wideo. Argument o konieczności korzystania z tego rodzaju wsparcia ze strony modelki glamour odpada, a przy tym dostrzec można, że w walce o równouprawnienie stosuje Zofia Reych mało szlachetne metody poniżania przeciwnika.
Co zaś do samej modelki… z informacji uzyskanych przez autorkę tekstu wynika, że owa rudowłosa piękność dobrze zarabiała na erotycznych sesjach zdjęciowych. Jak wynika ze stopklatki, niewątpliwie posiadała atuty, które mogła w ten sposób wykorzystać. Zofia Reych zdaje się zupełnie lekceważyć fakt, iż branża erotyczna w pełni opiera się na prostym seksizmie. Kobiety sprowadzają siebie do roli gadżetu, którego jedynym celem jest wywołanie podniecenia seksualnego u mężczyzn (lub u innych kobiet), zaś najistotniejszym wyznacznikiem wartości owego gadżetu są młodość i wyolbrzymione (często przy pomocy chirurgicznej ingerencji) cechy płciowe. Autorki nie oburza podejrzenie, które ze zdumiewającą skądinąd naiwnością przyjmuje za pewnik, że Moffatt posiłkował się korzyściami płynącymi z tego hańbiącego kobietę procederu. Wydaje się uspokojona domniemaniem, iż pomysł całej sesji był autorstwa modelki. A może było odwrotnie? Może to ona próbowała ugruntować swą pozycję w branży erotycznej przy pomocy wytężającego się na kampusie mięśniaka?
Zofia Reych zwraca także uwagę na skąpe odzienie modelki, zupełnie ignorując fakt, iż kobiety często uprawiają sport w dużo bardziej powściągliwych w kwestii użycia materiału strojach (a w końcu modelka znajduje się w obiekcie sportowym). Zawodnicze odzienie tyczkarek czy biegaczek średniodystansowych to w zasadzie sama bielizna, co bynajmniej nie ma przesłania erotycznego, lecz służy względom praktycznym. Niejednokrotnie wspinające się dziewczyny rozbierają się do biustonosza, bo jest im zwyczajnie za ciepło. Były nawet w historii wspinania panie, które zupełnie rezygnowały z górnej części garderoby, pełnię swych wdzięków powierzając chłodnej i obojętnej skale.
Wreszcie autorka konsolacyjnie stwierdza, iż „nie ma za złe Jerre’mu popełnienia takiego, a nie innego wideo w latach, kiedy o równouprawnieniu śniło się mało któremu wspinaczowi”. Pozwolę sobie nieco na wyrost założyć, że Moffattowi w ogóle się to nie śniło, bowiem kwestie równouprawnienia kompletnie go nie interesowały. Jeśli zwracał uwagę na kobiety, to z zupełnie innych względów, o których mówi choćby w swej biograficznej książce Revelations:
„Na etapie moich zawodniczych zmagań to właśnie ona [Lynn Hill] robiła na mnie największe wrażenie. Obserwowałem Lynn podczas wspinaczki i myślałem: „O Boże, nie mogę na to patrzeć!”. Źle odczytywała sekwencje ruchów, myliła się, potrafiła wyjść do chwytu nie tą ręką, co zmuszało ją do wykonywania przedziwnych, niemożliwych krzyży. Źle interpretowała drogę, ale nic jej nie mogło zatrzymać. Często wyglądała na zmęczoną do nieprzytomności, ale nie puszczała się, nie odpadała, nie wahała się. Zawsze szła wyżej i wygrała w ten sposób mnóstwo zawodów. Chciała wygrywać, i to naprawdę wyzwalało w niej zwierzę”.
Zofia Reych zwraca także uwagę na małą efektywność treningu modelki w zestawieniu z wyczynami Jerry’ego na kampusie: „jej naiwność (…) ma podkreślać jego profesjonalizm”. Faktycznie, sylwetka dziewczyny nie przemawia za tym, by uprawiała ona wspinaczkę – stąd zapewne bierze się owa „naiwność”. Tymczasem, według mnie, opozycyjne zestawienie kobiecej delikatności z męską siłą fizyczną jest nie tylko zajmujące estetycznie, lecz i w pełni zgodne z naturalnymi przymiotami obu płci.
Wedle autorki „wchodząc na ściankę wspinaczkową, każda kobieta chce wierzyć, że jest takim samym wspinaczem, jak stojący obok mężczyzna”. Szanowna koleżanka raczy się mylić – nie każda. Statystycznie rzecz ujmując, kobieta jest od mężczyzny lżejsza, niższa, ma inną proporcję tkanki tłuszczowej do mięśniowej, dysponuje mniejszą siłą maksymalną i większą gibkością, podlega naturalnym wahaniom hormonalnym, które mają pozytywny lub negatywny wpływ na jej psychiczne i fizyczne możliwości w danym dniu. Tych prostych, biologicznych faktów nie zmieni żadna ustawa ani najbardziej nawet absurdalna poprawność polityczna.

Tymczasem od pani Reych dowiadujemy się, iż „jest nas dziś na ściankach wspinaczkowych więcej tylko dlatego, że wspinacze – zarówno kobiety, jak i mężczyźni – od lat aktywnie przeciwstawiają się dyskryminacji”. Pomijając fakt, iż autorka dyskryminuje tym wąskim określeniem osoby o niezadeklarowanej czy nieortodoksyjnej płci, trudno mi, doprawdy, wskazać choćby jedną osobę z szerokiego grona znajomych wspinaczy, która w jakikolwiek sposób interesowałaby się kwestią równouprawnienia kobiet i mężczyzn (znam za to osoby homoseksualne, które dążą do formalnego równouprawnienia w kwestii orientacji seksualnej, a to, czy się wspinają, czy nie, nie ma z tymże dążeniem absolutnie żadnego związku). Nie, droga pani. Wspinaczy płci wszelakiej przybywa nie po to i nie dlatego, żeby forsować opacznie rozumiane równouprawnienie, lecz po to i dlatego, aby się wspinać. Tylko tyle i aż tyle.
Kobieta zarabiająca na uprzedmiotowianiu swego ciała nie „pogrywa z systemem”, lecz nadal jest jego ofiarą. Aby wyjść z systemu, wystarczy zaakceptować i uszanować swą kobiecość. Nie wynosić się ponad mężczyzn, nie stawać „obok”, lecz zwyczajnie, po ludzku, współdziałać w pracy, w sporcie, w życiu. Nie negować naturalnego, kobiecego wdzięku, którego jednym z istotnych aspektów jest poczucie humoru, lecz traktować go jako wartość i otaczać troską. Wspinać się nie po to, by coś komukolwiek udowodnić, lecz by sprawić samej sobie przyjemność i satysfakcję. Skupić się na wartościowym wnętrzu, nie zaś na jego ulotnych, zewnętrznych przesłankach. A wideo, na którym kobieta wdzięczy się przed trenującym mężczyzną, potraktować z pobłażliwym uśmiechem.
lubię to!
Zosia trochę pojechał z tematem i definitywnie nie odrobiła lekcji. Wystarczy obejrzeć film „The Real Things” (dostępne w całości na FB gdzie) chłopaki (Jerry i Ben) smigają topowymi jak na tame czasu furami: BMW E30 M3 i Lancia Delta Integrale więc raczej na brak funduszy nie narzekali 🙂
Pzdr,
Jerry
zdecydowanie nie odrobiła 🙂