Tłum – każdy z nas go tworzy, nikt go nie lubi. Stłoczona masa ludzka może być groźna oraz nieprzewidywalna. I zawsze sieje zniszczenie. Ale czym właściwie jest tłum? Francuski badacz Gustav Le Bon jako pierwszy spróbował udzielić naukowej odpowiedzi na to pytanie.
Co łączy Gustawa Le Bon, pioniera psychologii społecznej, z Tatrami? Z pozoru – nic. Lecz Le Bon, z wykształcenia lekarz, poza tym, że fascynował się psychologią, był także podróżnikiem – z opracowania Juliana Ochorowicza wynika, że odbył, a następnie opisał między innymi wycieczkę w Tatry. To niewiele, jednak nie podróże francuskiego filozofa mnie zainteresowały, lecz jego najbardziej znana książka, wydana po raz pierwszy w 1895 roku Psychologia tłumu.
Le Bon jako pionier psychologii tłumu
Jak każdy pionier, musiał Le Bon, z braku metodologii, wypracować własną metodę badawczą, opierać się na obserwacjach i ekstrapolacji oraz sformułować od podstaw najwłaściwsze jego zdaniem terminy i określenia zjawiska zbiorowej świadomości (czy raczej, według niego, nieświadomości, co za chwilę wykażę).

Ponad sto dwadzieścia lat to w każdej nauce, a w psychologii szczególnie, szmat czasu. Nic więc dziwnego, że wiele tez i twierdzeń Le Bona się zdewaluowało, a charakterystyczne dla niego określenia, takie jak „dusza tłumu” czy „właściwość rasy” trącą myszką. Przesadnie zachwalał on ustrój polityczny Stanów Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii, jednocześnie dewaluując analogiczne układy, panujące wówczas we Francji czy w krajach hiszpańskojęzycznych. Dziewiętnastowieczny naukowiec nie mógł, rzecz jasna, przewidzieć, że jego tezy będą inspirować wojskowych przywódców pokroju Hitlera. Fascynujące jest to, jak wiele miał w swych obserwacjach racji, jak wiele słusznych wniosków sformułował na gruncie raczkującej wówczas psychologii społecznej – dziedziny, której nie umiał nawet nazwać.
Jak badać tłum?
Sama definicja tłumu, zaproponowana przez Le Bona, budzi zdrowy sceptycyzm, bowiem tłumem nazywa on zarówno przypadkowe zbiorowisko gapiów, co parlament czy nawet cały naród, przy okazji ubolewając nad niedoskonałością systemu demokratycznego. Upraszczając nieco, według Le Bona demokracja jest najlepszym z najgorszych systemów sprawowania władzy, a przy tym układem silnie podatnym na manipulacje i wpływy szarych eminencji. Autor nie tylko dowodzi, że tłumem można sterować, ale wręcz podaje gotowe, sprawdzone sposoby na takie makiaweliczne działania.
Tłum – jak nim manipulować?
– posługiwać się mało precyzyjnymi terminami, chwytliwymi obrazami oraz górnolotnymi hasłami
– powtarzać kłamstwo, aż w opinii tłumu stanie się prawdą
– uczynić z mediów tubę propagandową
– odwoływać się do uczuć i potęgować emocje, szczególnie emocje negatywne, jak złość, obawa, chęć zemsty, nietolerancja
Sterowanie tłumem – to działa!
A dlaczego to wszystko jest takie proste i skuteczne? Otóż dlatego, że tłum posiada pewne charakterystyczne cechy, które czynią go groźnym i podatnym na manipulację: impulsywność, zmienność, drażliwość, podatność na sugestie, naiwność, konserwatyzm, ostracyzm, uczuciowość. Co gorsza, poszczególne osoby tworzące tłum zatracają swe indywidualne cechy, przede wszystkim poczucie odpowiedzialności, zdolność do racjonalnego rozumowania i logicznego myślenia. Francuski badacz zignorował naturalną niestałość tłumu, jego kolistą strukturę, jednak większości jego tez nie można odmówić słuszności. Wystarczy przecież przypatrzeć się funkcjonowaniu grupy kiboli po meczu czy chociażby gapiom przyglądającym się z niezdrową fascynacją skutkom wypadku drogowego. Z jednej strony, zbiorowisko takie pozostaje zadziwiająco bierne na racjonalne argumenty i wyższe uczucia; z drugiej zaś, w tłumie zawsze znajdzie się mąciwoda, samozwańczy przywódca czy lokalny mędrek, zdumiewająco skutecznie przekonujący innych o słuszności swoich buńczucznych urojeń.

Tłum – religijność i prostota
Człowiek jest religijny nie tylko wtedy, kiedy żywi uwielbienie dla jakiegoś bóstwa, ale także wtedy, kiedy wszystkie zasoby umysłu, całą swą wolę i cały fanatyczny zapał oddaje w służbę sprawy lub istoty, które stały się celem i drogowskazem jego uczuć i działań.
Zatem tłum, według Le Bona, jest niczym groźne zwierzę, które nie potrafi funkcjonować bez pręgierza. Ulega wyłącznie emocjom, gardząc racjonalnymi argumentami; łatwo nim manipulować przy użyciu odpowiednich technik, przede wszystkim autorytetu i strachu; zapatruje się wyłącznie na siłę, nie zaś na przymioty intelektualne swego przywódcy; zdolny jest do najstraszliwszych zbrodni i okrucieństw w imię idei, których w ogóle nie rozumie; ulega złudzeniom, a nawet masowym halucynacjom; cechuje się skrajną nietolerancją i nienawiścią wobec odmiennych jednostek i idei; ślepo wierzy obrazom, opiera się na tradycji, powtarza chwytliwe hasła bez wnikania w ich znaczenie. Takim tłumem jest nie tylko zbiorowisko manifestantów czy jakaś klasa społeczna, lecz także, na przykład, zbiorowość religijna.
Tłum zawsze sieje zniszczenie
Historia uczy nas, że zawsze wtedy, gdy siły moralne, na których opiera się dane społeczeństwo, traciły swą życiodajną moc, tłumy nieświadome i brutalne, słusznie zwane barbarzyńcami, przyspieszały dogorywanie wyczerpanej cywilizacji. Faktem jest, że cywilizację tworzyły i rozwijały w minionych okresach dziejów zawsze tylko drobne grupy arystokracji intelektualnej, nigdy zaś tłumy. Moc tłumów jest tylko niszcząca.
Szalenie intrygującą tezą Le Bona jest dychotomia pojęcia władzy. Badacz twierdzi, że współczesne (jemu) czasy są okresem hegemonii tłumu, by następnie serwować czytelnikowi sprawdzone empirycznie sposoby zarządzania tłumem. Przecież nawet tłum odpowiednio sterowany prędzej czy później, choćby mocą własnej inercji, zniszczy cywilizację, która trzymała go w ryzach. Nie ma więc ciągłości rozwoju, jest ponura pętla wydarzeń, obracające się koło dziejów, które nieustannie winduje jednych i miażdży innych. Jeśli dodać do tego wyraźną niechęć i lęk, jakie żywił Le Bon wobec tłumu, otrzymujemy ponurą wizję pozornego rozwoju cywilizacyjnego, który nie tylko poprzedza upadek, ale który jest tego upadku przyczyną.
Pozorna edukacja
Jeszcze ciekawsze teorie głosi autor na temat systemu powszechnej oświaty:
Szkoła nie wychowuje ludzi samodzielnych, ale kastę urzędniczą, w której można piąć się do góry bez zdolności i inicjatywy. U dołu drabiny społecznej powstaje w ten sposób armia niezadowolonych ze swego losu robotników i chłopów zdolnych zawsze do buntu. U góry tej drabiny znajduje się beztroska kasta urzędnicza, która bezmyślnie ufa opatrznościowej roli państwa, nie chcąc mu ze swej strony w niczym dopomóc, albowiem i błędy swe zwala na państwo, i bez nakazu z góry nie zdobędzie się na samodzielny krok.
Te słowa napisano w 1895 roku, nie wczoraj. Czyż nie jest to zatrważające?
Tłum jako bezgłowy potwór
Lektura Psychologii tłumu bynajmniej nie nastraja optymistycznie. Po pierwsze, każdy z nas przecież tworzy tę niepokojącą, tępą i brutalną tkankę, jaką jest tłum. Po drugie, wszelkie próby pójścia na przekór tłumowi spotkają się z ostracyzmem, bo obecnie sam tłum „wychodzi poza” i „idzie swoją drogą”, więc jesteśmy tłumem pozornych indywidualistów. Po trzecie, dyktatorzy polityczny dworują sobie z racjonalnego myślenia i wartości intelektu, szczując poszczególne grupy społeczne na siebie nawzajem i pasożytując na nich wszystkich. Po czwarte, jednostka jest całkowicie bezbronna wobec urzędniczego tłumu.
Ciągłe tworzenie, z iście bizantyjskim formalizmem, ustaw i ograniczających przepisów, ujmujących i kierujących najdrobniejszą czynnością człowieka, zacieśnia coraz bardziej i coraz fatalniej sferę, w której obywatel może się swobodnie poruszać. Społeczeństwa opanowało dziwne złudzenie, że tworzenie coraz to liczniejszych ograniczeń przyczynia się do rozwoju wolności i równości; w imię tego złudzenia narody nakładają na siebie z dnia na dzień coraz silniejsze okowy. Przyzwyczajają się dobrowolnie do chodzenia w jarzmie, w końcu same go szukają, wyzbywają się wszelkiej samodzielności i energii, aż zamienią się w niezdolne do oporu automaty, bez woli i siły.
A więc pod koniec dziewiętnastego wieku dojrzał Le Bon, że nie ma miejsca na faktyczny postęp, jest ciasnota ustaw i ciemna, wroga rozumowi masa, z której kiełkują hałaśliwe oszołomy i w której kryją się myślące jednostki. Czy coś się w tym względzie zmieniło?
Fot. Rafał Raczyński