„Dźwięk grawitacji” to debiutancka powieść Joe’go Simpsona. Tak, dobrze czytasz. Znany przede wszystkim z kultowej prozy dokumentalnej „Dotknięcie pustki” Joe Simpson napisał powieść górską.
Struktura „Dźwięku grawitacji”
Powieść konstrukcyjnie dzieli się na dwie komplementarne względem siebie części. W pierwszej towarzyszymy głównemu bohaterowi w swoistej drodze przez mękę: wspinaczka zimowa na alpejskiej ścianie kończy się nagle tragedią. Jego partnerka spada z półki skalnej, wypiąwszy się przez pomyłkę z asekuracji, a sam bohater, wystawiony na łaskę rozszalałego żywiołu, z trudem uchodzi z życiem.

Akcja drugiej części rozgrywa się ćwierć wieku później. Dopiero teraz poznajemy imię alpinisty – na wzór bohaterów czarnego romantyzmu jest on przybyszem znikąd, tajemniczym i naznaczonym obsesyjną miłością niczym ponurym stygmatem.
Na arenę działań wkraczają też inne postaci: młoda para wspinaczy oraz stary alpinista, dotknięty nieuleczalną chorobą, który – nie mając już żadnych zobowiązań i punktów zaczepienia w świecie, odkrywa wolność i radość ruchu, jaką niesie wspinaczka solowa.
Jak powstaje świat „Dźwięku grawitacji”?
Mówiąc o tym, jak wygląda rzeczywistość w powieści, posługujemy się terminem „świat przedstawiony”. W wyobrażonym świecie Simpsona czas zatacza koła zgodnie z kosmicznym rytmem pór roku. Mimo upływu lat nic się nie zmienia. Tajemnicza alpejska dolina jest wciąż nietknięta masowym napływem turystów, czekając cierpliwie, aż bohater zrealizuje powzięte z głębi rozpaczy zamierzenie. W chwili, gdy udaje mu się go dokonać, do hermetycznego kręgu wkracza młodość, zmiana, cywilizacja. Widzimy więc bohatera w jego pierwszych, a potem ostatnich chwilach pewnego okresu życiowego.
„Dźwięk grawitacji” nie wszystkim musi się spodobać
Powieść jest niełatwa w odbiorze. Precyzyjny opis działań podczas wspinaczki może być interesujący i zrozumiały dla wąskiego kręgu osób uprawiających tę aktywność. Zaś fabuła wskazuje na liczne źródła kulturowych i literackich inspiracji, które domagają się wręcz zaangażowanego i zorientowanego odbiorcy. Ten z kolei zniechęcić się może stylem narracji – prostym, niemalże chropowatym językiem. Co gorsza, polscy odbiorcy dodatkowo borykają się z kiepskim tłumaczeniem.
Na wzór herosów czarnego romantyzmu bohater „Dźwięku grawitacji” jest przybyszem znikąd, tajemniczym i naznaczonym obsesyjną miłością niczym ponurym stygmatem.
Simpson przedstawia stworzony przez siebie świat poprzez działanie. Góry w jego ujęciu są wciąż zmieniającym się, żywym tworem, na który składa się kotłowanina żywiołów, postrzępiona struktura, kapryśna potęga. Podobnie autor prezentuje bohaterów. Opisy ich przeżyć, przemyśleń świadomie ogranicza autor do minimum na rzecz skrupulatnego notowania poszczególnych czynności. Tu ciekawostka: tą samą metodę obrazowania słowem zastosował Simpson w opisie bardzo odważnej jak na literaturę górską, sceny erotycznej.
Czy warto sięgnąć po „Dźwięk grawitacji”?
Autor uwodzi czytelnika bezpośredniością przekazu. A także odwagą, z jaką tworzy oniryczną enklawę pośród tak dobrze już przecież poznanego świata alpejskich szczytów. Piękno jego dzieła jest niejednoznaczne, ale warto poświęcić czas i życzliwie go poszukać.
Atykuł ukazał się na portalu wspinanie.pl
Czytaj także:
- Denis Urubko i jego absurdy. Czyli o najnowszej książce himalaisty
- Czapkins raz jeszcze. Biografia autorstwa Dominika Szczepańskiego
- „Polscy himalaiści” Dariusza Jaronia. Recenzja książki
- „Zaginiony horyzont” Tadeusza Szczęsnego. Recenzja książki
- „Wędrówki pirenejskie” Katarzyny Nizinkiewicz. Recenzja książki.