W dniu 9 marca w Centrum Wspinaczkowym TOP w Nowym Targu odbyła się pierwsza edycja towarzyskich zawodów Boulder Wars. W eliminacjach wzięło udział dziewiętnaście pań i czterdziestu siedmiu panów. Ekiperzy z chorzowskiego Progresu przygotowali dla nich szesnaście bardzo różnorodnych problemów, między innymi: klasyczny, siłowy bald po klamach, w dużym przewieszeniu, skomplikowane i preferujące wysokich zawodników wyjście z dachu po obłych strukturach czy interesującą kombinację poziomych i pionowych tufasów z topem w postaci dużej, przyjaznej klamy. W pełni wykorzystano możliwości, jakie oferowała ścianka, układając także baldy po połogim terenie, w tym problem składający się z zaledwie jednej struktury. Interpretacja tego ostatniego problemu bywała niewłaściwa, bowiem część zawodników, zamiast stanąć na strukturze, po prostu siadała na niej okrakiem. Ten fakt wytłumaczyć można pośpiechem bądź oportunizmem startujących. Organizatorzy starali się zawczasu zapobiec temu zjawisku, przeprowadzając odprawę ze szczegółową eksplikacją przed każdą z trzech rund eliminacyjnych. Zostały one rozegrane w formule otwartej, natomiast finały odbyły się według formuły zbliżonej do zasad PZA dla półfinałów: każdy z zawodników miał cztery minuty na pokonanie danego boulderu, liczono ilość prób, ponadto każdemu chwytowi przyporządkowany był kolejny numer.
W rezultacie zmagań wyłoniono sześć finalistek i tyluż finalistów, jednak w szranki stanęło po pięć osób – być może pozostałe dwie ulotniły się, wątpiąc w swój sukces?
Ambicją projektantów i ekiperów było stworzenie czterech wymagających siłowo i technicznie problemów finałowych. Niestety, w swoich aspiracjach posunęli się zbyt daleko, zwłaszcza komponując baldy dla pań – żadnej z finalistek nie udało się osiągnąć topu, mimo iż prezentowały dobre przygotowanie i imponującego ducha walki. Ruchy po małych chwytach na solidnie przewieszonej strukturze okazały się zbyt wyczerpujące, by można było po nich sięgnąć do topu. Panie miały też kłopoty z dalekim sięgnięciem do obłego tufasa; jedynie Renata Bielańska i Natalia Terlecka zdołały wykonać z niego przechwyt do kolejnego oblaka, po czym Natalia sięgnęła do topu, jednak nie utrzymała chwytu.
Fot 162 – Natalia Terlecka na jednym z baldów finałowych (fot. Adam Kopta)
Ostatni bald finałowy prezentował się szczególnie ciekawie. Został zaprojektowany jako trawers po paczkach, w którym siłowe przechwyty przeplatały się z no – handowymi miejscami. Zmagały się z nim najpierw panie – w pięknym stylu, niestety bez powodzenia – a następnie panowie, spośród których trzem udało się dojść do końca.
Fot 178 – Renia Bielańska na finałowym trawersie po paczkach (fot. Adam Kopta)
Fot 142 –Sikorska Karolina na pierwszym bulderze finałowym (fot. Adam Kopta)
Drugi z finałowych boulderów męskich stanowił pole dla pokazu siły i zręczności zawodników. Maciek Dobrzański zdecydował się, pomijając połowę sekwencji, wykonać efektowny skok wprost do klamy i ścisku, by stamtąd sięgnąć do chwytu wyprowadzającego z przewieszenia. Jednak stabilizacja ciała okazała się na tyle wyczerpująca, że zawodnik nie zakończył swych zmagań tak oczekiwanym przez publiczność topem. Z kolei Mateusz Baran podczas każdej z pięciu prób na baldzie prezentował odmienne rozwiązania techniczne (w pewnym momencie zawisnął w pozycji jednoznacznie kojarzącej się z chrześcijańską ikonografią), innym razem zwisał głową w dół lub haczył palce na dalekich chwytach. Z kolei Kamil Mucha długo restował się przed wykonaniem kluczowego strzału, posyłając serdeczny uśmiech wpatrzonym weń obserwatorom (a raczej obserwatorkom J ). Łukasz Rogowski postawił na intensywną pracę nóg, zaś Piotr Palka, wyróżniający się spośród finalistów wysokim wzrostem, próbował wykorzystać przewagę swych parametrów. Możliwość zastosowania tak rozmaitych rozwiązań świadczy o sporej inwencji projektantów problemu.
Fot – 222 – Piotrek Palka na 4 bulderze finałowym (fot. Adam Kopta)
Fot – 237 – Mateusz Baran na 4 bulderze finałowym (fot. Adam Kopta)
Fot – 234 – Maciek Dobrzański na 4 bulderze finałowym (fot. Adam Kopta)
Poza kilkoma stopniami wszystkie chwyty i struktury, które zapewniła ekipa SilesiaHolds były nowe zarówno dla stałych bywalców ściany, jak i dla przyjezdnych – warto zaznaczyć, że są to formy niepowtarzalne, wykonywane metodą manufaktury, cechujące się dobrą jakością i wysokim współczynnikiem tarcia, który utrzymywał się pomimo intensywnego używania przez zawodników magnezji. Zadbano także o oprawę muzyczną (za konsoletą stanął enigmatyczny DJ Shu) – leitmotiv nawiązywał do filmu Gwiezdne wojny, podobnie zresztą jak stylistyka koszulek dla zawodników.
Fot – 37 Dj Shu skutecznie podkręcał atmosferę.
Jak już wspomniałam powyżej, przed każdą rundą eliminacyjną oraz przed finałem odbywała się szczegółowa odprawa, w trakcie której omawiano i prezentowano każdy boulder. Tuż przed oficjalnym ogłoszeniem zwycięzców spośród wszystkich uczestników zawodów rozlosowano atrakcyjne upominki. Dla zdobywczyń i zdobywców miejsc na podium, poza nagrodami rzeczowymi, przygotowano także bardzo proste w formie, ale jakże wymowne statuetki.
Pierwsza edycja zawodów jest ogromnym wyzwaniem dla organizatorów i rzadko udaje się perfekcyjnie. W Nowym Targu finał rozpoczął się z półgodzinnym opóźnieniem, zaś baldy, zwłaszcza dla pań, okazały się zbyt trudne. Szkoda, gdyż zawodniczki nie mogły zaprezentować publiczności pełni swoich możliwości, a także wzbudzić emocji, jakie towarzyszą osiągnięciu topu. Mimo to atmosfera była bardzo pozytywna, sprzyjająca uczciwej rywalizacji. Organizatorzy zawodów: pracownicy Centrum Wspinaczkowego TOP oraz ekiperzy z chorzowskiej boulderowni PROGRES: Janusz Skraba, Hubert Bożek, Jakub Dyrcz, Bartłomiej Splewiński oraz Łukasz Hucher odnieśli spory sukces sprawnie organizując zawody na poziomie dającym pełnie satysfakcji uczestnikom.
Zapowiadają już kolejne edycje zawodów. Pierwsza była cennym doświadczeniem, dlatego jestem pewna, że w przyszłości uda się uniknąć nawet tych nielicznych błędów.