Zaledwie miesiąc temu odbyła się oficjalna premiera książki Adama Bieleckiego i Dominika Szczepańskiego Spod zamarzniętych powiek. Znany ze swych górskich dokonań, między innymi pierwszego zimowego wejścia na Gasherbrum I (wraz z Januszem Gołąbem) oraz na Broad Peak (z Arturem Małkiem, Maciejem Berbeką i Tomaszem Kowalskim) wspinacz i himalaista opowiada w niej o trwającej już dwadzieścia lat miłości do gór.
Zwykło się przyjmować, że książka autobiograficzna ukazuje się w dwóch sytuacjach: stanowi benefis, swoiste podsumowanie życia autora, który zszedł już ze ścieżki swych najbardziej spektakularnych dokonań i skłania się w stronę refleksji na ich temat, bądź chce być inspiracją dla innych. Drugą okolicznością jest wydarzenie wyjątkowe, kontrowersyjne, o którym szczególnie głośno w danym środowisku, a często poza nim – autobiografia daje unikalną możliwość zaprezentowania własnego punktu widzenia danej kwestii, często wyjaśnienia przyczyn jakiejś spornej, drażliwej sprawy.
Oczywistym jest, że w przypadku Bieleckiego o pierwszej sytuacji nie ma mowy: polski himalaista nadal ma zuchwałe plany, między innymi wytyczenie nowej drogi na Mount Everest, a być może i pierwsze zimowe wejście na ostatni niezdobyty zimą ośmiotysięcznik – K2. Wciąż młody, a już solidnie doświadczony, Bielecki nie zamierza spocząć na laurach. Deklaruje wprawdzie, że „nie chce być dobrym himalaistą, ale przede wszystkim starym”, jednak nie ukrywa swych ambitnych zamierzeń. Mając sztab specjalistów, dbających o jego formę fizyczną oraz o kontakty z mediami i sponsorami, uczynił on ze swej górskiej pasji sposób na życie, a ze swej osoby – markę.
Znany eksplorator Krzysztof Starnawski, który od zawsze stronił od zobowiązań wobec podmiotów finansujących, ostatnio wyraził publicznie swoje zaniepokojenie presją, jaką sponsorzy mogą wywrzeć na styl i jakość dokonań podróżników i zdobywców. Bielecki nie mówi wprost, czy w ogóle tę presję odczuwa, ani – w jakim stopniu; możemy się, jako czytelnicy, jedynie tego domyślać.
Adam Bielecki jest dobrym strategiem – wykorzystuje karty książki, by zaprezentować się jako pasjonat ambitny, śmiały, nastawiony na sukces, ale i jako człowiek ciepły, hołdujący rodzinnym wartościom, pełen dystansu do siebie, życzliwie nastawiony do świata.
Współautorem książki jest Dominik Szczepański, na co dzień dziennikarz „Gazety Wyborczej”, piszący także dla portalu „Off Sport”, który dał się już poznać odbiorcom jako baczny obserwator wyścigu o palmę pierwszeństwa w pierwszym zimowym wejściu na Nanga Parbat (Nanga Parbat. Śnieg, kłamstwa i góra do wyzwolenia) czy jako uważny słuchacz opowieści jedynego jak dotąd Polaka, wyróżnionego w prestiżowym konkursie National Geographic Adventurer of The Year – Aleksandra Doby (Na oceanie nie ma ciszy). Tym razem Szczepański dał się wyraźnie zdominować osobowości Bieleckiego – choć umiał wydobyć ze swego interlokutora relację z najbardziej kontrowersyjnych i zarazem głośnych medialnie wydarzeń, w jakich Bielecki brał udział, z zakończonym tragicznie zimowym zdobyciem Broad Peak na czele, to nie zadał sobie dość trudu, by skonfrontować swoistą apologię Bieleckiego z opinią innych osób ze środowiska górskiego. Jednym słowem, przystał na rolę słuchacza biernego, acz spolegliwego.
Czytelnik nastawiony życzliwie zaakceptuje fakt, iż zimowy himalaizm to masochistyczna gra na granicy życia i śmierci. Czytelnik bardziej krytyczny przywoła w pamięci nie tyle burzę medialną, która karmi się tragedią, co raczej ostracyzm środowiska zakopiańskiego, czy choćby powszechnie dostępny raport powołanego przez PZA Zespołu Wypadkowego, którego autorzy analizowali aspekty ataku szczytowego na Broad Peak i w rezultacie ocenili niektóre działania Bieleckiego negatywnie. Dominik Szczepański nie odniósł się też w żaden sposób do wydarzeń, które rozegrały się na tej samej górze: dwa zespoły, w 2012 – czeski, a w 2015 – polski, przeprowadziły zakończone sukcesem akcje ratunkowe na tej samej górze, na której pozostali za zawsze Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski. Oczywiście były to diametralnie różne sytuacje, jednak mimowolnie nasuwa się refleksja – być może dało się zrobić więcej, by ci dwaj himalaiści nie przypłacili życiem swego niesamowitego wyczynu? Szczepański tego pytania nie zadaje, odsuwając się zupełnie w cień i pozwalając Bieleckiemu zaprezentować wyłącznie własny punkt widzenia – ważny, ale nie wystarczający, jeśli chodzi o wymogi dziennikarskiego warsztatu.
Dzięki estetycznej edycji, chronologicznemu uporządkowaniu i potoczystej narracji książkę czyta się dobrze, jednak nie sposób oprzeć się wrażeniu, że powstała ona w pośpiechu, a przy tym w nieodpowiednim momencie – za wcześnie, by stanowić podsumowanie życiorysu, za późno, by zmniejszyć ciężar oskarżeń – niejednokrotnie niesłusznych – wobec Bieleckiego. Mimo wszystko sądzę, że jest to pozycja potrzebna i wartościowa. Polecam ją nie tylko sympatykom Adama Bieleckiego, ale wszystkim, zafascynowanym realizacją swej życiowej pasji. Drogą, za przebycie której płaci się często wysoką cenę.