Z początkiem marca ukazała się nakładem wydawnictwa Annapurna książka autorstwa Marka Koneckiego “Lodowy rycerz i inne górskie osobliwości”. Pozycja ta jest obszerną, przekrojową kompilacją satyrycznych rysunków i tekstów Marka Koneckiego, do tej pory rozsianych w periodykach wspinaczkowych lub spoczywających na dnie szuflady autora. Próba poskromienia względów osobistych w toku lektury jest niełatwa, bowiem autor co rusz dostarcza czytelnikowi powodów do śmiechu i potęguje jego ciekawość.
Całość podzielona jest na 12 bloków tematycznych, z których każdy okraszony jest podsumowującym rysunkiem i drukowany w negatywie, co jest intrygującym, choć nieco wytężającym wzrok zabiegiem artystycznym. Rozdział pierwszy, którym autor sprytnie zyskał moją sympatię, poświęcony jest bezprecedensowo głośnej wyprawie zimowej na K2. Potem następuje błyskotliwa wolta ku Tatrom, a uwagę swą poświęca autor najbardziej charakterystycznym aspektom taternictwa, sięgając po wspomnienia i zabawne anegdoty oraz przyglądając się z krytycznym dystansem współczesnym zjawiskom szeroko pojętej kultury taternickiej (ewentualnie tejże kultury brakom).
Potem jest już tylko lepiej: Z równym rozrzewnieniem i pietyzmem wspomina Konecki przeszłość i perypetie własnego pokolenia, co dźga ponurych „napinaczy” wszelkiej maści lancetem swego intelektu, bezpardonowo rozbijając balon napuszenia. Dostaje się po równo boulderowcom, wspinaczom skałkowym, taternikom, amatorom wielowyciągówek, wreszcie – himalaistom z „lodowymi wojownikami” na czele, a przy okazji – kanapowym znawcom i specjalistom spod znaku usłużnej klawiatury. I choć Konecki wyraźnie faworyzuje przeszłość, którą wybiórcza pamięć z sentymentem pospołu maluje w pastelowych barwach, o tyle zachowuje dyskretny umiar, gdy zajdzie potrzeba. Krótko mówiąc, nie przekracza granic dobrego smaku, nawet pozostając nieco rubasznym, co jest prawdziwym wyznacznikiem wartości satyry.
Choć książka kusi, lektura całości za jednym zamachem jest niełatwa. Po pewnym czasie tępi się nasza wrażliwość na aluzyjny humor i mniejszą uwagę przywiązujemy do szczegółów zarówno opisu, co rysunku. Aby więc precyzyjnie dobrane i z pomysłem, choć i prostotą obrazowane apoftegmaty i dykteryjki nie straciły na znaczeniu, warto poświęcić tej kompilacji nieco więcej uwagi, świadomie ograniczając lekturę do jednego rozdziału lub nawet do kilku zaledwie zestawów „tekst – obrazek”, co zapewni czytelnikowi świeżość spojrzenia i rozsądną dawkę humoru.
Warstwa wizualna jest w co najmniej równej mierze nasączona treścią i znaczeniem, co tekst, choć same rysunki nie osiągają wyżyn artyzmu. Lecz należy pamiętać, że w kresce satyrycznej nie chodzi o głębię czy precyzję, lecz o treść. Wszak nawet artyści uliczni, których można spotkać na zakopiańskich Krupówkach, obiecują karykaturę w 5 minut. Taki ma bowiem być humor rysunkowy: tworzony na potrzebę chwili, prosty w przekazie, aluzyjny i mało skomplikowany w odbiorze.
Wobec powyższych serwowanie odbiorcy kilku nastrojowych, lirycznych wierszy, wplecionych w tok kpiarskich ustępów, jawi się pomysłem chybionym, wymaga bowiem od czytelnika gwałtownej zmiany percepcji. Z drugiej jednak strony, jeśli decydujemy się na lekturę „z doskoku”, wierszyki owe zdają się ożywczą chwilą oddechu od pośpiesznego rozbawienia.
W toku lektury wyróżnia się także, choć w inny sposób, rozdział dwunasty, poświęcony wybranym, prominentnym bohaterom areny wspinaczkowej. Choć prezentowani z szacunkiem i uznaniem, również oni muszą przełknąć pigułkę komizmu; Messner nazwany jest „mistrzem autopromocji”, Bielecki – „współautorem znaczącej książki o wspinaniu”, Kurtyka – „umiarkowanym zwolennikiem wielkich wypraw oblężniczych”. Nie chcąc odbierać czytelnikom przyjemności płynącej z samodzielnego wyszukiwania podobnych perełek, na tym zakończę wyliczenie.
Na koniec rzut oka na okładkę. Z przodu widzimy znanego już czytelnikowi lodowego rycerza (tym razem bez księżniczki), z tyłu zaś krótki biogram, utrzymany w stosownie komicznym tonie i opatrzony nieco karykaturalnym, nieźle wpisującym się w całość lektury zdjęciem portretowym autora. Sam zbiór zaś dowodzi, że pamięć wybacza, że śmiech ma działanie terapeutyczne oraz że wspinanie jest w niewielkiej mierze sportem, w przeważającej zaś określonym stylem życia i percypowania rzeczywistości. Dobrze więc co jakiś czas się wobec wspinania zdrowo dystansować.
“Lodowy rycerz” wpisuje się w potrzebny, choć rzadko w pełni doceniany trend parodystyczny, który sięga samych początków literatury taternickiej (a w szerszym ujęciu literatury w ogóle). Aby bowiem dzieła tego typu właściwie oszacować, należy zdobyć się na konieczny dystans i krytycznie przyjrzeć się sobie samym, a o to w świecie nachalnej autopromocji i maniakalnego (re)tuszowania własnych niedostatków niełatwo. Tym niemniej jestem przekonana, że książka znajdzie zagorzałych miłośników, którzy z rozrzewnieniem odczytają aluzje do śmiesznych w swym napuszeniu zjawisk i postaci zarówno współczesnej, jak i minionej ery wspinania.