Mam pewność, że jak zaczniesz płynąć w tej książce, to nie przestaniesz wiosłować do Atlantyku – napisał mi na stronie tytułowej swą pewną, silną ręką Piotr Chmieliński, gdy spotkaliśmy się szczęśliwym trafem w zatłoczonej hali Expo podczas 22 edycji Krakowskich Targów Książki. Sens tej dedykacji zrozumiałam dopiero teraz, po przeczytaniu książki Z nurtem Amazonki.
Kajakiem przez najdłuższą rzekę świata
19 lutego. Dokładnie tego dnia 1986 roku wyprawa pod kierownictwem Piotra Chmielińskiego dotarła do ujścia Amazonki. Nastąpił koniec wyprawy, która rozpoczęła się sześć miesięcy i 6760 kilometrów wcześniej, na wysokości ponad 5 tysięcy metrów nad poziomem morza zjazdem kajakiem po lodowcu, by dotrzeć do rzeki Hornillos, gdzie woda była już na tyle głęboka, że dało się zwodować kajaki.
W miejscu, gdzie Hornillos łączy się z Rio Santiago, zaczyna się Apurimac, który następnie zmienia się w rzeki Ene, Tambo, Ukajali, a wreszcie w Amazonkę, na odcinku brazylijskim do połączenia z Rio Negro zwaną Solimoes. Nawet teraz, gdy mamy precyzyjne mapy satelitarne, nie jest łatwo połapać się w tym gąszczu. Uczestnicy wyprawy napotykali jeszcze większe trudności, nie posiadali bowiem dokładnych map, a tubylcy często udzielali, nieświadomie bądź celowo, błędnych informacji. Spośród dziewięciorga uczestników, którzy ruszyli w podróż od źródła do ujścia Amazonki do celu dotarło czterech, a tylko jeden spośród nich: Piotr Chmieliński – przepłynął rzekę w całości.

Chmieliński – życie z nurtem Amazonki
Amerykański dziennikarz Joe Kane wziął na swe barki rolę nie tylko uczestnika, ale także kronikarza wyprawy. Zadanie niełatwe, wziąwszy pod uwagę, że wielomiesięczna wyprawa w nieznane oznacza próbę charakteru jej uczestników. Podczas tej ekspedycji doświadczyli oni nie tylko niewygód, znoju, zimna, upału, burzowych fal, konfliktu interesów, kłótni, przyjaźni, zmiany kierownictwa czy dramatycznego rozstania. Byli także handlarze narkotyków, skorumpowana miejscowa policja, wrogość lub – przeciwnie – gościnność autochtonów, a nawet obiad z aktorem, który w filmie Wernera Herzoga Fitzcarraldo grał zapijaczonego kucharza – czyli samego siebie.
Raz z prądem, raz pod prąd
Narrator – kronikarz winien wiernie trzymać się faktów. Tak też czyni Kane, notując na bieżąco przebieg wyprawy, często walcząc przy tym z obezwładniającą sennością, przemożnym zmęczeniem czy burzliwym przebiegiem nie zawsze zdiagnozowanej, tropikalnej choroby. Dąży także do zachowania obiektywizmu w prezentacji postaci, co nieszczególnie mu się udaje. Sympatia narratora silnie przechyla się w stronę Chmielińskiego, co nie dziwi, wziąwszy pod uwagę, że Chmieliński okazał się prawdziwym motorem napędowym wyprawy: doskonałą kondycję i wybitne umiejętności kajakarskie łączył z odwagą, odpornością psychiczną, przedsiębiorczością i zdolnościami interpersonalnymi. Tym samym szybko zdeklasował pierwotnego lidera i pomysłodawcę ekspedycji, Francois Odendaala. Kane dość jaskrawo przybliża czytelnikowi niekompetencję i wybujałe ambicje Odendaala, który w rezultacie licznych konfliktów i nieporozumień z uczestnikami wyprawy, a także z powodu niejasnej sytuacji finansowej ostatecznie zrezygnował z udziału w ekspedycji.
Jak powstawała książka Z nurtem Amazonki?
Z nurtem Amazonki to skrupulatnie prowadzony dziennik. Relacja z wyprawy uzupełniona jest o charakterystykę jej uczestników oraz o obserwacje kulturowe i krajoznawcze. Dzięki nim przekonujemy się, że realia z początku dwudziestego znane choćby z filmu Fitzcarraldo wcale nie są tak odległe od tych, jakie panowały w połowie lat osiemdziesiątych. Okazuje się że cywilizacja nie wszędzie jest dobrodziejstwem. Ale także, że nie brak jeszcze na świecie miejsc, w których przyroda nadal dyktuje warunki i trzeba siły charakteru, by się z nimi zmierzyć. Opowieść jasno wskazuje, iż za sukcesem śmiałego przedsięwzięcia stoją trudne wybory, dramatyczne przeżycia i kolosalne pokłady determinacji. Wreszcie, książka opowiada o przebiegu wyprawy, która wstrząsnęła środowiskiem podróżniczym. Pisano o niej w National Geographic, Outside Magazine czy w New York Times, zaliczając osiągnięcie Chmielińskiego do największych wyczynów dwudziestego wieku i wymieniając jego nazwisko obok Reinholda Messnera czy Roalda Amundsena. O takich wyczynach po prostu chce się czytać.
Fot. Zbigniew Bzdak