Polska premiera filmu miała miejsce 28 sierpnia 2020 roku na festiwalu „Moc gór” (dawniej „Spotkania z Filmem Górskim”). Obraz ten, startujący w konkursie filmu polskiego, mocno się wyróżnia, nie jest bowiem filmem górskim, choć dzieje się w górach, nie jest także obrazem dokumentalnym, lecz… pełnometrażowym horrorem.
Czym jest horror?
Kompozycyjnie film przeplata ze sobą dwie rzeczywistości: tragicznych wydarzeń w jaskini oraz próby rozliczenia się głównego bohatera z nimi, tak w wymiarze emocjonalnym, jak w formalno – prawnym.
Horror jako gatunek artystyczny eksploatuje sposób, w jaki rozgrywa się wroga ingerencja elementu nadprzyrodzonego, nieznanego, nie poddającego się prawidłom rozumu. Mając do wyboru szeroką paletę gatunkowych pomysłów na straszenie widza reżyser wybiera kilka uzupełniających się toposów. Są to: zjawa czy duch – powrotnik, nastrój klaustrofobii i osaczenia wrogim środowisku, ale także niepokojące, podszyte nieufnością relacje międzyludzkie.

Jak Boruń buduje napięcie?
Oto dwaj przyjaciele ruszają na eksplorację tajemniczej jaskini w doskonale skądinąd znanym miejscu: Dolinie Kościeliskiej w Tatrach. Brak przygotowania pokrywają entuzjazmem i ciekawością. Widz od razu wie, że musi dojść do tragedii. Amatorzy speleologii dysponują bardzo wątpliwej jakości mapą, nie powiadamiają też nikogo o celu wyprawy. Co więcej: nie biorą pod uwagę, że cokolwiek mogłoby pójść nie tak. I do tragedii dochodzi, a widzowie poprzez retrospekcję i rozwijany konsekwentnie suspens poznają jej przyczyny, przebieg i skutki.
Czy obraz Jakuba Borunia warto zobaczyć?
Zasadniczy cel został osiągnięty: można się poważnie zaniepokoić. Obok oddziaływania na prymarny ludzki lęk przed ciasną przestrzenią i nieprzeniknioną ciemnością Boruń straszy odbiorców zjawami, upiornym klaunem, umiejętnym kadrowaniem, a nawet przemyślanym ustawieniem kamery. W chorobliwie żółtawym świetle pomieszczeń bohaterowie budzą podejrzliwość i niepokój w sobie nawzajem oraz w odbiorcy. Natomiast słabe, punktowe oświetlenie wnętrza jaskini buduje poczucie osaczenia i grozy.
Pomysł a wykonanie
Montaż filmu jest bardzo nierówny. Niektóre sceny uchwycone są po prostu znakomicie, inne zaś nużą dłużyzną. Podobnie jest z dialogami: raz zaskakują trafnością, raz irytują jako klisza innych filmów tego i pokrewnych gatunków. Reżyser miał świetny pomysł, lecz wyraźnie zabrakło mu dyscypliny w jego realizacji – gdyby film nieco skrócić, jego odbiór byłby lepszy. Boruń powinien był także mocniej zmotywować aktorów, by uzyskać od nich większą dozę zaangażowania i autentycznej ekspresji. Wypada podkreślić, iż reżyser obsadził siebie samego w jednej z głównych ról i poradził z nią sobie całkiem nieźle.
Minimalizm środków technicznych
Nie należy zapominać, iż „Stoję za Tobą” jest produkcją amatorską, niskobudżetową, realizowaną za pomocą minimalnych środków technicznych. Mimo to praca kamery (a właściwie dwóch kamer – to skrajnie mało!) nie budzi żadnych zastrzeżeń/ Niektóre sceny, jak na przykład te w łazience czy scena z natrętną dziennikarką zrealizowane są po prostu świetnie. Znajdziemy w filmie, poza aluzjami literackimi i filmowymi, także liczne inspiracje w zakresie obrazowania, budowania dramaturgii, kadrowania, kompozycji.
Podsumowanie: czy Boruń dopiął swego?
Podsumowując: „Stoję za Tobą” chwilami się dłuży i splata ze sobą zbyt wiele wątków z gatunku grozy. Jest jednakowoż ciekawą propozycją, zdradzającą talent i pomysłowość reżysera.
Tytuł: Stoję za tobą
Scenariusz i reżyseria: Jakub Mateusz Boruń
Moja ocena: 3,5/5