Las nie budzi się wraz z nastaniem świtu; wchodzi po prostu w nowy etap. Etap naznaczony trelami i nawoływaniem ptaków, które niestrudzenie ślą w schłodzone mrokiem nocy powietrze swe podniebne mądrości.
Ptactwo
Jedne ptaki wychwalają zalety osiadłego trybu życia inne zapamiętale rozgłaszają wspomnienia z wizyt w odległych krainach; jedne zadowalają się dietą złożoną z owadów, inne cenią wegetarianizm. Cicho zachowują się zaś te, dla których źródłem pożywienia są zwinni uciekinierzy. Próżno łowić uchem odgłosu sowich skrzydeł w locie. Złowroga cisza tego majestatycznego drapieżnika o surowym spojrzeniu jakże jest kojąco inna od niezgrabnego, żałosnego hurgotu miastowych gołębi, tych rezerwuarów wszelkich nieczystości, tej ptasiej alegorii miejskiej brzydoty!

Las – królestwo owadów
Im cieplej, tym szczelniej las wypełnia się splątaną trajektorią owadziej aktywności. Oto na ukwieconej polanie, pośród drzew, zadomowił się niezwykły, gigantyczny żuk; zuchwale pręży ku słońcu swój połyskujący srebrno grzbiet. Uchyla znienacka lewe lub prawe skrzydło, lecz nie po to, by odlecieć; z jego przepastnych trzewi wyłażą dwa przedziwne stwory o czterech kończynach, z których tylko dwie służą do przemieszczania się – co za dezynwoltura! Pozostałe zaś, krótsze i osadzone wyżej, wyczyniają najrozmaitsze sztuczki, łącznie z oswajaniem ognia. Jeden ze stworów ma niemalże białą czuprynę, drugi zaś dumnie paraduje z szarawo zabarwioną głową, zaś pomiędzy kończynami obnosi tajemniczy pęczek, nieznany kwiat.
Nowi przybysze
Zaintrygowany las wysyła swych najśmielszych zwiadowców: zwinne, choć łapczywe i ulegające pokusom muchy, które próbują odczytać naturę monstrualnego żuka i jego dziwnych lokatorów, smakując wszystko lepkimi łapkami i obserwując dziesiątkami oczu. Otoczenie przybyszy tętni kuszącymi aromatami, a ich różnorodność i nasycenie są tak potężne, że muchy wpadają w obłęd; łakomstwo i ciekawość niejednokrotnie przypłacają życiem. Las śle więc kolejnych skautów, tym razem solidnie uzbrojonych we wrogie żądło. Szerszeń, bo o nim mowa, naciera z impetem na bok olbrzyma a jeśli uda mu się wedrzeć do wnętrza bestii, odkrywa istnienie kokonów, pozostałych po tajemniczych stworach.

Podniecenie i niepokój
Atmosfera gęstnieje: ptaki wrzeszczą o niespodziewanych intruzach, pustułka wieszczy ich złe zamiary, owady lgną ku kuszącym aromatom, komarzyce z rozkoszą rozpamiętują wieczorną ucztę – bowiem ciała owych stworów po brzegi wypełnione są słodkim, pożywnym nektarem. Krwiożercze owady wspominają także te ze swoich sióstr, dla których niebiańska kolacja była ostatnią wieczerzą, bowiem swe niezdecydowanie w wyszukiwaniu idealnych miejsc na wkłucie okupiły nagłą śmiercią.
Jak wszystko w naturze, tak i nowi mieszkańcy lasu mają życiowych soków w nadmiarze, lecz wcale nie chcą się nimi dzielić. Ogłupiałe komarzyce nauczyły się jednak, na fali prześladowań, subtelnej nieustępliwości.
Cichość i trwanie
Jedynie trawy i kwiaty, porastające niewielką łączkę, w milczeniu znoszą deptanie i upokorzenie. Niektóre z nich nie podniosą się już nigdy po tej niespodziewanej wizycie przybyszy z innego świata, inne wieść będą odtąd żywot złamany i kaleki.

Szybko okazuje się, że tajemnicze stwory, zamieszkujące wnętrze blaszanego olbrzyma, są niczym motyle – wyłoniły się ze swych kokonów nagie i drżące, by po chwili rozżarzyć się feerią barw, a następnie – by spożywać to, co wydobyły z przepastnych trzewi swego cierpliwego gospodarza, krzesząc przy tym ogień i uwijając się hałaśliwie wokół niego. Lecz ogień zamknięty jest w niewielkiej puszce, oswojony i pokorny. Wreszcie ogromny żuk, najwyraźniej znudzony całonocnym bezruchem, pochłania na powrót wszystko, co z siebie wydalił, po czym warczy groźnie, zionie cuchnącą parą wprost na zmiażdżone zwłoki traw i zaczyna sunąć ociężale na swych pociesznych, okrągłych nóżkach, daleko w świat, by już nigdy tu nie powrócić.
Odjazd
Oniemiałe na chwilę z wrażenia ptactwo powróci do swych plotek i dywagacji w koronach drzew opary toksycznego dymu z wnętrza blaszanego potwora rozwieją się i znikną, ciała zdeptanych traw staną się pożywką dla nowego pokolenia roślinności. Przyroda powróci do swej codziennej, wybujałej rozrzutności, a para osobliwych intruzów rozlokuje się, po długim i udanym dniu, w innym zakątku, na innej łące, pośród innych komarzyc i dziarskich much, depcząc inne, cierpliwe trawy.