Mięcho to tytuł książki będącej zbiorem esejów Anety Żukowskiej. Dziennikarka, animatorka kultury i działaczka społeczna tematyką esejów uczyniła swoją chorobę. Oraz sposoby jej pojmowania, przeżywania, radzenia sobie z wizją śmierci.
Premiera bez autora
20 lutego 2019 roku odbyło się spotkanie autorskie wokół książki Anety Żukowskiej Mięcho (wyd. Karakter). Najdziwniejsze spotkanie, w jakim do tej pory uczestniczyłam. Przyzwyczajona do obecności autora w centralnym miejscu, bezskutecznie szukałam Anety wzrokiem. Tak samo szukałam jej podczas grudniowego Krakowskiego Festiwalu Górskiego, bo zawsze tam była, subtelnie roztaczając swą życzliwą, cichą obecność w pressroomie. Tego roku było jedynie zdjęcie. Oto, co z nas zostaje: wizerunek i wspomnienia. Podwójna kreacja: zdjęcie jest wizją fotografa, dokumentującego to, co portretowany chce ujawnić. Wspomnienia zaś są osobistą kanwą każdego człowieka, na której wyplata się materiał zawsze niedokończony, zawsze cząstkowy. W przypadku Anety jest jeszcze Mięcho.
W spotkaniu wzięli udział Vala Foltyn – aktywistka i performerka, Marta Szarzyńska – producentka filmu o Anecie (nigdy nie ukończonego), Jakub Momro – antropolog i literaturoznawca oraz filozofka Joanna Hańderek, która moderowała dyskusję. Żadne z nich nie poradziło sobie z odpowiedzią na pytanie, czym jest Mięcho. Każdy z rozmówców koncentrował się na tym, czym Mięcho jest dla nich. I wszyscy mieli słuszność.
Czym jest Mięcho?
To zaskakująca książka, drwiąca sobie z klasycznych narzędzi krytyki literackiej. Ani to obraz rozpaczy, ani waleczny manifest, ani lekkomyślna afirmacja, ani traktat filozoficzny, ani dialog – rzeka, ani zbiór esejów, ani akt ekshibicjonizmu, ani kreacja artystyczna. A zarazem książka ma cechy wszystkich tych rodzajów wypowiedzi literackiej. Całość jest czymś więcej niż sumą części.
Jestem zachwycona swoim życiem, jednak gdy traci się przyszłość, traci się ciągłość przeżyć i wszystko staje się tak samo lekkie. Ratują mnie tylko doznania zmysłowe, to w nich ostatecznie i jedynie czuję ciężar swojego życia, wszystko wraca do ciała – ciało, będące przyczyną tych myśli, staje się też celem.
Aneta Żukowska
Mięcho to dowód istnienia i obietnica śmierci
To zarazem podmiot, jak i przedmiot. Pułapka, ale i jedyna droga do wolności. Wszystko, co nas jako ludzi dotyczy, możliwe jest dzięki fizyczności i zmysłom. Miejsce, które zajmujemy w przestrzeni jest także miejscem symbolicznym. Każde przeżycie duchowe jest zarazem doznaniem sensualnym. Wreszcie mięcho jest czymś, co po śmierci stanowi namacalny dowód na to, że się żyło. Aneta nie tylko to wszystko zrozumiała, ale jeszcze umie w piękny, prosty sposób o tym opowiedzieć.
„Mięcho” choruje, niedomaga. Opowieść o umiłowaniu życia jest zarazem historią śmiertelnej choroby. Aneta prowadzi nas przez szpitalne korytarze i medyczne procedury, zarazem skrajnie się dystansując: „idzie się”, „czeka się”. W tej części książki uczestniczymy w trudnym procesie zrozumienia: mam ciało czy jestem ciałem? Jedność pojawia się w momencie bólu.
Warsztat i talent autorki
Myli się czytelnik, który sądzi, że Aneta odsłania się przed nim w sposób pozbawiony kontroli. Wprost przeciwnie – nie tylko przez chorobę, ale także przez mówienie o niej autorka idzie na własnych zasadach. Odseparowuje się od innych chorych, a nawet od własnego ciała, kiedy jest to konieczne. Zatraca się w ciele, gdy staje się ono medium przyjemności. Radością życia emanuje w sposób mądry, głęboki i świadomy, a nie naiwny czy zafałszowany społecznymi oczekiwaniami. Cechuje się odwagą, która jest samym rdzeniem jej osoby, nie zaś wymuszoną pozą, za którą kryje się rozpacz i beznadzieja. Nie prowokuje, bo prowokacja zawsze wymierzona jest w odbiorcę – zwyczajnie jest sobą. Czasem żartuje, lecz nie z czytelnika, a wraz z nim, czasem skłania do zastanowienia, a przy tym z właściwym sobie kunsztem słowa przedstawia świat, w którym miejsce na brzydotę i słabość jest tak samo ważne, jak to na siłę i piękno, bo wszystkie składają się na istotę człowieka.

Sztuka umierania
Podobnie myli się czytelnik, który sądzi, że Aneta częściowo choćby ceduje autorstwo drugiej części książki na lekarkę, z którą prowadzi dialog w drugiej części książki. Autorka nadal jest tu działaczką społeczną, młodą kobietą, mądrym człowiekiem i świetną dziennikarką – analizując dobór słów i przypatrując się, jak z szacunkiem, inteligencją i wrażliwością prowadzi rozmowę, można śmiało uczyć się od niej zawodu dziennikarza. Jedynym buntem, jakiego dopuszcza się Aneta, jedynym jej sprzeciwem jest kontestacja uprzedmiotowienia pacjenta, jest medykalizacja i formalizacja procesu umierania. Jeśli bowiem Aneta żyła na swoich zasadach, szanując i ceniąc ludzi wokół siebie, to tak samo umrze. Nazywam to ostatecznym aktem odwagi. A przecież to tylko powrót do naturalności, do rzeczywistości uwolnionej od bezdusznych, zewnętrznych regulacji procesu umierania, do pielęgnowania więzi międzyludzkich, do dostrzegania tego, co ważne, zamiast uporczywego dążenia do tchórzliwego, sterylnego bezpieczeństwa – zarówno szpitalnego korytarza, co ludzkich uczuć.
Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy
Nie wchodź w Jej świat, jeśli obawiasz się zranienia. Bo Aneta nie pozostawi Cię obojętnym, nie pozwoli się po skończonej lekturze odłożyć na półkę i przykryć grzecznie kurzem. Nie daj się zwieść wrażeniu, że to tylko słowa i że Jej już między słowami nie ma. Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy.
Aneta Żukowska (1983 – 2018) – dziennikarka, blogerka, antropolożka, redaktor naczelna magazynu 4outdoor Biznes oraz Outdoor Magazynu. Publikowała w „Tygodniku Powszechnym”, „Newsweeku”, „Gazecie krakowskiej”. Prowadziła także autorskiego bloga, w którym dzieliła się refleksjami na temat swojej choroby. Autorka pośmiertnie wydanej książki Mięcho.
Fot. Adam Golec / Newsweek